Kierowca, który rozjechał 4-latkę i jej rocznego brata, był trzeźwy. Ma 20-letni staż za kierownicą. Wyraził skruchę i wpłacił 5 tys. zł poręczenia.
- Jak ta kobieta będzie teraz żyć? Dwoje małych dzieci na jej oczach rozjechał jakiś szaleniec! Taka tragedia! To nie do pojęcia! - mówiła w piątek jedna z mieszkanek Tychów.
Do wypadku doszło w Tychach w czwartek o 19.09 na ulicy Towarowej. Matka z dwojgiem dzieci właśnie wchodziła na oznakowane przejście dla pieszych. Jeden samochód zatrzymał się na lewym pasie przed pasami, ale prawym pasem nadjechało inne auto (renault megane) i wpadło na pchany przez kobietę wózek dziecięcy. Na miejscu zginął roczny chłopczyk i jego 4-letnia siostra idąca obok. Ich 25-letnia mama ocalała. Renault megane prowadził 64-letni mieszkaniec Mikołowa. Był trzeźwy. Mówił policji, że nie widział nikogo na pasach, bo oślepiły go reflektory samochodu jadącego za nim.
Prokuratura rejonowa wszczęła śledztwo. Kierowcy przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Nigdy nie był karany. Grozi mu do ośmiu lat więzienia.
- Ulica, na której doszło do wypadku, jest jedną z bardziej ruchliwych w mieście - mówi Ewa Grudniok, rzeczniczka urzędu miasta w Tychach. - Na tym przejściu dochodziło do kolizji, więc w 2013 roku wykonaliśmy tak zwane aktywne przejście dla pieszych. Tarcza przejścia została doświetlona przez specjalnie zamontowany reflektor, a na wysięgniku zamontowano podświetlany kaseton z symbolem przejścia dla pieszych i pulsującym oznakowaniem ostrzegawczym (żółty sygnał migający). Dzięki temu wypadków i kolizji jest tu mniej.
- Zdecydowanie przydałaby się sygnalizacja świetlna - stwierdził w piątek Artur Ochman, mieszkaniec Tychów, który na naszych oczach mógł zostać potrącony na tym samym przejściu.
Prokuratura: Podejrzany o spowodowanie wypadku w Tychach przyznał się do winy
Źródło: TVN24/x-news