Od wielu lat politycy starali się skrócić kadencje prezydentów, wójtów i burmistrzów, ale nigdy nie mieli wystarczającej większości.
Pomysł przeforsował PiS, bo chciał się pozbyć włodarzy z nadania PO. Nie bardzo się to udało, bo w wielkich miastach triumfuje także w tych wyborach Koalicja Obywatelska.
Pierwotny plan PiS był jeszcze bardziej radykalny, prawo miało działać wstecz i ci wszyscy, którzy pełnili swoje funkcje, nie mogliby startować. Oburzenie ze strony PiS-owskich działaczy było tak duże, że zaniechano tego pomysłu. Teraz wszystko liczy się od początku: byłeś prezydentem 12 lat, to możesz nim być jeszcze 10 lat.
Z jednej strony ograniczenie kadencji do dwóch pięcioletnich ma sens. Można wtedy wiele z robić. Z drugiej jednak strony są miasta, w których programy rozpisane są na dziesięciolecia i skoro mamy demokrację, to niech wygrywa demokratyczny wybór.
Każdy też wie, kiedy zejść ze sceny niepokonanym. Posłowie w tej sprawie byli jednomyślni. Za wydłużeniem kadencji samorządów głosowało 413 posłów, przeciw było 14. Wstrzymał się od głosu 1 poseł.
Warto dodać, że będzie to pierwsza pięcioletnia kadencja i bardzo pracowita. W tym czasie czeka nas maraton wyborczy, a poza tym trzeba ustalić budżet unijny. Nie zapowiada się on dla nas dobrze w związku z niekończącymi się konfliktami z Komisją Europejską. Z pewnością PiS utrwali władzę w zdobytych sejmikach i miastach.
Co ciekawe, w 2023 roku nałożą się na siebie terminy wyborów samorządowych oraz wyborów parlamentarnych.
W różnych krajach sprawa jest rozwiązana inaczej, np. we Włoszech jak u nas burmistrz może sprawować władzę tylko prze 10 lat.
Jak do tej pory było w Polsce? Niemal 1010 wójtów, burmistrzów i prezydentów zajmowało urząd od co najmniej trzech kadencji, a ponad 400 od 2002 roku, kiedy to po raz pierwszy mogliśmy wybierać włodarzy w wyborach bezpośrednich na cztery lata. Nikt nie ograniczył liczby kadencji.
Ale w Niemczech burmistrz może przejść... na emeryturę po zakończeniu 65. roku życia.