Aleksandra Suława

Dramaty Millenialsa: Nasza szczęśliwa zielona rodzina

Dramaty Millenialsa: Nasza szczęśliwa zielona rodzina
Aleksandra Suława

Można być matką nie tylko dziecka, zwierzaka czy wynalazku. Ostatnio w poczet dzieci zaczęliśmy włączać też rośliny.

Aby zasłużyć na miano dziecka, nie zawsze trzeba mieć ręce i nogi. Czasem - jak powszechnie wiadomo - wystarczą łapki, pyszczek i ogonek. Jednak w ostatnim czasie obok zwierzaków pojawili się kolejni kandydaci do miana pociech: rośliny.

Roślinne rodziny tworzy zwykle pokolenie millenialsów. Siebie określają joni jako „tatę/mamę roślinki” ( w modzie są koszulki z napisem „plant’s dad/mum”), a zdjęcia pociech publikują w mediach społecznościowych.

Z fotografii, zwykle utrzymanych w pastelowej kolorystyce, można wysnuć kilka wniosków na temat pozycji kwiatka w takiej zielonej rodzinie. Jak to dziecko: anektuje każdą dostępną przestrzeń od dedykowanych mu kwietników, przez stoły, regały, parapety, krzesła, po lustra w łazience. Wymaga pielęgnacji oraz specjalnych akcesoriów, które zmieniają się z sezonu na sezon. Dla przykładu -w tym sezonie szklane słoje odchodzą już do lamusa, a na topie są gliniane, nieszkliwione doniczki. W zielonych rodzinach obowiązuje też zasada „im więcej tym weselej”. Dla przykładu, amerykański bloger Rayne Oakes dzieli swoje mieszkanie na Brooklynie z 700 zielonymi dziećmi.

Chociaż wszystkie dzieci nasze są, nie ma się co oszukiwać. W świecie roślin, tak jak wśród ludzi, istnieją mniej i bardziej lubiane pociechy. Do ulubieńców należą przede wszystkim monstery, które doczekały się nawet własnego cyklicznego święta o nazwie „monstera monday” czyli „poniedziałek z monsterą”, celebrowanego poprzez wzmożoną publikację zdjęć w internecie. Sporą popularnością cieszy się też pilea o płaskich, okrągłych liściach, pasiasta maranta, wisząca ceropegia woodi i wszelkiej maści sukulenty.

Proces wychowania zielonych dzieci ma i swoje ciemne strony. W niektórych rodzinach pojawia się bowiem pokusa, by na pociechach dorobić. Najpopularniejsze instagramowe profile ze zdjęciami roślin przyciągają setki tysięcy obserwujących, a ich twórców nazywa się „plantfluencerami”, czyli tymi, którzy wywierają wpływ na to, jak podchodzimy do natury. A za wywieraniem wpływu w internecie idą, jak wiadomo, zlecenia, reklamy, prezenty, pieniądze…

Adopcję roślin trzeba oczywiście traktować w kategoriach ciekawostki i wnętrzarsko - lifestylowej mody. Popatrzmy jednak na nią ciepło: w czasach kiedy za oknem natury jest coraz mniej, warto pielęgnować dżunglę przynajmniej we własnym domu.

Aleksandra Suława

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.