Dopiero ludzie młodzi – mądrzy, ambitni i bez uprzedzeń posklejają Polskę
Antoni Kubiak, licealista z Warszawy, mówi, że nie chciałby żyć w PRL-u, w tym upodleniu i braku wolności. Może wpadłby na jeden dzień, żeby docenić to, co mamy dziś i poczuć tamtą solidarność międzyludzką, której teraz nie doświadcza.
Antoni Kubiak wygrał ze swoją drużyną z województwa mazowieckiego tegoroczną „Olimpiadę Solidarności. Dwie dekady historii”. Czasy PRL-u, a szczególnie lata 70. i 80., opanował w sposób imponujący. Jak wszyscy finaliści tego ogólnopolskiego konkursu, organizowanego przez Fundację Centrum Solidarności. Potrafili ze swadą i swobodą przedstawiać argumenty, a dla ich podkreślenia – nawet zaintonować „Mury” Jacka Kaczmarskiego.
Profesor Jerzy Eisler, który zajmuje się historią najnowszą Polski i przewodniczył jury konkursowemu twierdzi, że uczestnicy tej olimpiady historycznej, to nie jest świat, który nas otacza.
– Świat ludzi niemyślących, także polityków, którzy nie wiedzą, kiedy było powstanie warszawskie, a kiedy stan wojenny – wyjaśnia profesor. – To jest świat młodych ludzi, którzy w zakresie historii najnowszej dysponują wiedzą znacznie ponadprzeciętną.
Zaryzykowałbym, że wiedzą więcej niż ci, którzy żyli w tamtych czasach, a jakoś pamiętają tylko ocet na półkach i parę stereotypów: koksowniki, czołgi. Przyjemnie było posłuchać, że ktoś mówi sobą samym, a nie recytuje bezrefleksyjnie i bezkrytycznie czyjeś poglądy, że ma już zaczyn krytycyzmu.
Piotr Woldan z VII LO w Częstochowie nie ma wątpliwości, że bez poznania historii najnowszej, nie zrozumiemy, dlaczego dzisiejsza Polska jest taka, jaka jest. Jednak mało jest historii współczesnej w programie nauczania. Olimpiada była okazją, by lepiej poznać tamte czasy, więc z niej skorzystał.
Jego kolega z drużyny województwa śląskiego, Dariusz Kędra z IV LO w Sosnowcu, zainteresowanie historią najnowszą wyniósł z domu; tata w czasach studenckich był związany z NZS i krakowskim środowiskiem opozycjonistów. W gronie rodzinnym sporo o tamtych czasach rozmawiali. Darek jeszcze nie wie, czy z historią powiąże dalszą edukację, ale z ciekawości postanowił zgłębić temat. W czasie ferii pojechał do Gdańska, by stanąć bliżej Sierpnia 1980 roku.
Gdyby mieli żyć w latach 70. czy 80., których dotyczy ta olimpiada historyczna, co przeszkadzałoby im najbardziej?
– Brak wolności personalnej i politycznej, możliwości wyboru swoich przedstawicieli do Sejmu czy rady miasta, ale też wolności kultury i nauki – wymienia jednym tchem Jakub Koral z V LO w Bielsku-Białej, trzeci ze śląskiej drużyny. Piotr Woldan przywołuje jeszcze słowa ks. Blachnickiego, który mówił, że wolność zaczyna się od pojedynczej jednostki, a nie od zbiorowości. A w PRL-u jednostka nic nie znaczyła.
Śląska drużyna w Olimpiadzie Solidarności zajęła trzecie miejsce. Ich opiekunem był dr Paweł Matyszkiewicz, nauczyciel historii w IV LO im. Staszica w Sosnowcu.
Czasy Polski Ludowej są na lekcjach historii omawiane dość pobieżnie w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej, a w tym konkursie biorą udział tylko uczniowie klas drugich licealnych. Wiedza szkolna to daleko za mało, by dojść do finału Olimpiady Solidarności.
Prof. Jerzy Eisler, który przygotowywał opinie dla resortu edukacji, gdy kierowały nim różne partie polityczne, mówi, że wielokrotnie zwracał uwagę na odwróconą piramidę nauczania historii. – Cztery razy uczymy polskie dzieci, jak budowano piramidy w starożytnym Egipcie, chociaż nikt do końca tego nie wie, ale ani razu o powojennych losach AK, o Solidarności, która jest najlepszą marką „made in Poland” w dziejach naszego kraju, ani razu o życiu gospodarczym czy codziennym w PRL-u. A potem narzekamy, że młodzi nie interesują się wiedzą.
To co, pomożecie?
Historia współczesna podzieliła Polaków. Czy więc przekaz zależy od poglądów nauczyciela?
– Odrzucamy poglądy polityczne i pokazujemy stanowiska wszystkich stron – przekonuje dr Matyszkiewicz. – Tam, gdzie historia nie jest jednoznaczna, a w wielu aspektach nie jest, być może nauczyciel mówi: ja wybieram taki pogląd, ale ty wcale nie musisz się zgadzać.
Do tematów, które budzą wątpliwości, dr Matyszkiewicz zalicza „okrągły stół”, postać Lecha Wałęsy, reformy 1989 roku – na ile one były głębokie i czy konserwowały system komunistyczny.
– Nowy przekaz odbiera trochę chwały Wałęsie, ale w poprzedniej dekadzie patrzono na niego wyłącznie pomnikowo, a ja chcę go odbrązawiać, żeby można było lepiej się z nimi identyfikować – dodaje.
Niektórzy mówią, że jest prawda Solidarności, prawda PZPR-u, prawda PiS czy PO, ale prawda jest jedna. Różne mogą być jej oceny. Prof. Eisler przywołuje, dla przykładu, słynne słowa Edwarda Gierka wypowiedziane w Gdańsku w styczniu 1971 roku: „To co, pomożecie?”.
– Ciągle można przeczytać w naukowych książkach, że odpowiedziało mu chóralne: „Pomożemy!”, a to nieprawda – mówi profesor. – Można zobaczyć i usłyszeć na zapisie filmowym, że po słowach Gierka padają dość rachityczne okrzyki: „Pomożemy”, może tylko z pierwszego rzędu, gdzie siedzieli jacyś aktywiści partyjni i funkcjonariusze. To była jedna z większych mistyfikacji PRL-u, która nadal żyje swoim życiem. A uwierzyli w nią nawet uczestnicy tego spotkania: Lech Wałęsa i Anna Walentynowicz. Po latach tłumaczyli, że przemówił do nich robotnik, tak po ludzku, tośmy krzyczeli: „Pomożemy!”.
Profesor dodaje, że czasem tej prawdy nigdy nie poznamy, ale jeśli czegoś nie wiadomo, trzeba to wyraźnie powiedzieć.
Gdy pytam młodzież z Kielc, zdobywców drugiej nagrody Olimpiady Solidarności, o nazwiska, ich zdaniem, kontrowersyjne w najnowszej historii Polski, bronią się, jak mogą, by nikogo nie wymienić, bo „nie wypada”. Może te obawy były na skutek tego, że podczas rozdania nagród i wystąpień oficjeli, w kontekście NSZZ Solidarności ze sceny padło tylko jedno nazwisko: Lecha Kaczyńskiego.
Obecny na spotkaniu poseł Jerzy Borowczak (PO), uczestnik strajku w stoczni gdańskiej w sierpniu 1980 roku jest przekonany, że młodzież da sobie radę z historią najnowszą, bo będzie trzymać się faktów, a nie emocji i uprzedzeń.
Będą rządzić Polską
– Myślę, że młodzież jednak wie, kto rozpoczął strajk i kto potem prowadził Solidarność – mówi poseł Borowczak. – Ja rozpocząłem strajk o Anię Walentynowicz o 5.30, Wałęsa przyszedł do stoczni o 10.30, ale to Lechowi Wałęsie przez cały stan wojenny podlegały wszystkie struktury związkowe i on nimi sterował. Natomiast ludzie, którzy mają zasługi dla związku, jak Anna Walentynowicz czy Andrzej Gwiazda, byli singlami, działali poza wielkimi strukturami, więc nie mieli wielkiego wpływu na to, jak się będzie Polska wybierała do wolności. O tym decydowała Solidarność z Lechem Wałęsą na czele. I tego nie da się zakłamać.
Ocena czasów PRL-u jest w opinii tych młodych ludzi jednoznacznie negatywna: niedobór towarów w sklepach, brak możliwości podróżowania i znajomi tylko z krajów bloku wschodniego, brak wolności słowa ze wszechogarniającą cenzurą, stan wojenny i powszechne zniewolenie. Wiedzą, co to była Karta 77, jaką rolę odgrywał w propagandzie Jerzy Urban i dlaczego Perfect śpiewał „Chcemy być sobą”.
Kiedy jednak wracają do tamtych czasów w rozmowach ze starszym pokoleniem, to w tym otwartym dziś na oścież świecie z nutką zazdrości słuchają o wzajemnej sympatii, kiedy sąsiad był sąsiadem. Jak dodaje Jakub Koral, słuchają o solidarności, nie tylko o NSZZ Solidarność.
– To jest młodzież, która trafi na studia, jakie sobie wybierze, a potem będzie rządzić Polską, jeśli tylko nie osiądzie na laurach – mówi prof. Eisler. – Wejdzie w dorosłe życie ze sporą wiedzą i umiejętnością krytycznego myślenia. Nie będą mieli problemu z oddzielaniem prawdy od kłamstwa, manipulacji od rzetelności.