Bogdan Nowak

Dobro jest zasługą wielu. Pomieszały się nawet partie i sympatie polityczne

Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie. Fot. Ze zbiorów Piotra Błażewicza Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie.
Bogdan Nowak

W pomoc dla walczącej z Rosją Ukrainy zaangażowała się w Zamościu cała armia ludzi dobrej woli. Setki ton darów przekazali do magazynów w Zamojskich Zakładach Zbożowych, a stamtąd szerokim strumieniem popłynęły one do uchodźców wojennych, ale także tych, którzy za polsko-ukraińską granicą pozostali. Akcja nadal trwa. Bo potrzeb jest mnóstwo.

- Gdy wybuchła wojna na Ukrainie zastanawiałem się jak można pomóc uchodźcom, ale także tym, którzy w tym kraju pozostali – mówi o początkach akcji Piotr Błażewicz, wiceprezes Zamojskich Zakładów Zbożowych oraz przewodniczący Rady Miejskiej w Zamościu. - 26 lutego, o szóstej rano, zamieściłem post na jednym z portali społecznościowych. Zaapelowałem do wszystkich o przekazanie różnych, niezbędnych darów. Odzew był ogromny, niesamowity! Przerósł najśmielsze oczekiwania. Od tego czasu wiele się nie tylko w moim życiu zmieniło.

Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie.
Ze zbiorów Piotra Błażewicza W magazynie Zamojskich Zakładów Zbożowych

Miała być garażowa zbiórka

Zamojskie Zakłady Zbożowe są jednym z najważniejszych i największych zakładów w Zamościu. Zajmują się one skupem, przechowywaniem i m.in. przetwórstwem zboża. Chyba najważniejszym ich produktem jest popularna nie tylko na Zamojszczyźnie mąka pszenna „zamojska”. W ZZZ powstaje również m.in. mąka pszenną hetmańska, luksusowa czy na pizzę. Do jej przechowywania potrzebne są wielkie magazyny. Jednak 26 lutego część z nich zmieniło swoje „mączne” przeznaczenie. To wtedy Piotr Błażewicz zamieścił post z prośbą o pomoc w jednym z portali społecznościowych.

„Dzisiejszej nocy na terenie Zamościa pojawiło się ponad 100 uchodźców z Ukrainy” – napisał w nim. „Są to przede wszystkim kobiety z dziećmi. To tak naprawdę dopiero początek (...). Okazało się, że jest potrzeba zorganizowania dla nich podstawowych artykułów do życia codziennego”.

Piotr Błażewicz prosił w swoim wpisie mieszkańców Zamościa (oraz kogo się tylko dało) o dostarczenie pampersów dla dzieci, mleka modyfikowanego, soków, czystych kompletów pościeli, koców, śpiworów czy środków opatrunkowych. Potrzebne były także produkty żywnościowe o długim terminie ważności. Lista wymienionych artykułów była zresztą bardzo długa. Zaapelował aby dostarczać je do siedziby ZZZ przy ul. Kilińskiego w Zamościu.

- Początkowo miała to być tylko niewielka, garażowa zbiórka. Jednak ilość darów, która do nas trafiła już po kilku godzinach po opublikowaniu wpisu, była po prostu ogromna. Należało się zatem postarać o odpowiednie miejsce na ich składowanie - wspomina Piotr Błażewicz. - Produkty ZZZ dobrze się sprzedają, więc część z naszych magazynów była w tym czasie opróżniona. Wspólnie z Dariuszem Danilewiczem, prezesem zarządu ZZZ postanowiliśmy zadziałać. Uzyskaliśmy odpowiednie zgody na wykorzystanie naszych magazynów na potrzeby zbiórki. Tam trafiały dary przynoszone przez mieszkańców Zamościa. Gromadziliśmy je dniem i nocą.

Ogrom ludzkich tragedii

Dary były potem przekazywane dla uchodźców w punktach recepcyjnych i noclegowych utworzonych w Zamościu, ale przewożono je także na przejście graniczne w Dorohusku (tam były rozdawane potrzebującym), a potem bezpośrednio na Ukrainę. Piotr Błażewicz o wszystkich „poczynaniach pomocowych” pisał na prywatnym, internetowym profilu. Powstał dzięki temu rodzaj zilustrowanego fotografiami dziennika. Wiceprezes ZZZ opisał tam wyjątkową atmosferę tamtych chwil.

„Dary od mieszkańców Zamościa dotarły na przejście graniczne w Dorohusku. To ogrom ludzkich tragedii, a jednocześnie wielka radość, (bo uchodźcy) są już bezpieczni w Polsce” - pisał 27 lutego. „Z przejścia granicznego nie widać końca kolejki samochodów. Zamość dał ogrom darów. To niestety kropla w morzu potrzeb”.

Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie.
Ze zbiorów Piotra Błażewicza Przepakowywanie jednego z transportów z darami

Bez ofiarnych wolontariuszy, którzy dary przepakowywali, przenosili, sortowali i m.in. przewozili w różne miejsca, akcja nie miałaby szans powodzenia. Na stałe w ZZZ pracowało kilkadziesiąt takich osób (w tym Ukraińcy), ale jak opowiada Piotr Błażewicz, na różnych etapach pomocowej akcji, było ich w sumie blisko 300. Całymi klasami przychodzili nawet uczniowie zamojskich szkół ze swoimi nauczycielami.

Wielkim zaangażowaniem wykazali się urzędnicy z zamojskiego magistratu

Wśród wolontariuszy nie zabrakło także m.in. miejscowych radnych miejskich z różnych ugrupowań politycznych. To Jolanta Fugiel, Monika Zawiślak, Agnieszka Klimczuk, Adam Pawlik, Sławomir Ćwik, Janusz Kupczyk, Grzegorz Podgórski, Tadeusz Lizut czy Wiesław Nowakowski (ten ostatni niedawno chorował, więc nie mógł nosić ciężarów, ale w magazynie zasłynął jako „mistrz sortowania pampersów”).

- Pomieszały nam się w magazynie partie i sympatie polityczne. Nigdy nie było żadnych sporów, a praca odbywała się sprawnie i profesjonalnie – podkreśla Piotr Błażewicz. - Jako przewodniczący Rady Miejskiej jestem dumny, że w takich chwilach zamojscy radni potrafili się zjednoczyć, znaleźć wspólny język i po prostu współpracować. Warto to podkreślić.

Na początku marca do magazynu ZZZ zaczęły spływać również dary z całej Europy. Były to wypełnione po brzegi busy i tiry m.in. z Francji, Niemiec, Irlandii i Włoch.

„Do przyjaciół z Weimaru dołączyli ci z Dortmundu. Niemiecka inwazja w sensie pozytywnym” – pisał Piotr Błażewicz 5 marca na swoim profilu internetowym. A następnego dnia notował: „Dziesiątki wolontariuszy spędziło niedzielę na pomaganiu Ukraińcom. To wspaniałe, że tylu ludzi robi to z własnej woli i ma w sobie mnóstwo pozytywnej energii. Pomimo zmęczenia dobry nastrój nie opuszcza nikogo”.

Transport z Kramatorska

10 marca pomoc z Zamościa dotarła do Lwowa. Dzięki niej dwa tysiące uchodźców z Charkowa, w tym 160 dzieci z sierocińca otrzymało posiłki. 15 marca trzy busy z ZZZ oraz dwa autokary PKS Biłgoraj dotarły do Szpitala Wojskowego we Lwowie oraz szpitala w Żółkwi. Tym razem były one zapełnione lekami, środkami opatrunkowymi i m.in. sprzętem medycznym. W drodze powrotnej ze Lwowa przyjechało natomiast tymi pojazdami do Polski prawie 200 uchodźców. Były to głównie kobiety i dzieci. 20 marca do Lwowa zostały natomiast zawiezione agregaty prądotwórcze, piły spalinowe, leki i narzędzia chirurgiczne.

Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie.
Ze zbiorów Piotra Błażewicza Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie.

Te dary udało się także zgromadzić dzięki pomocy Fundacji PKO BP, Giełdy Papierów Wartościowych, „Caritas" Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej, Fundacji "Enea" oraz Grupy Azoty Puławy. Nie zawsze jednak dobry nastrój dopisywał. 20 marca Piotr Błażewicz oraz Ryszard Madziar, jeden z doradców wicepremiera Jacka Sasina, zobaczyli na dworcu kolejowym we Lwowie scenę, która na długo pozostanie w ich pamięci.

- Przybył tam z Kramatorska (w obwodzie donieckim) transport ludzi starszych: niepełnosprawnych fizycznie, ale także umysłowo. Widać było, że musieli natychmiast uciekać, bo niektórzy z nich mieli na sobie szlafroki lub owinięci byli w ręczniki – mówi Piotr Błażewicz. - Nie mieli świadomości co się z nimi dzieje. To był wstrząsający widok. Ci ludzie nikomu nic złego nie uczynili, a jednak Putin i jego armia uznali ich za wrogów. Dlaczego? Muszę przyznać, że wcześniej byliśmy już różnymi działaniami pomocowymi zmęczeni. Gdy jednak ujrzeliśmy ogrom nędzy tych ludzi, energia powróciła. Pomoc stała się wówczas po prostu obowiązkiem.

Przybierała rozmaite formy. To internetowy wpis Piotra Błażewicza z 21 marca: „Kilka dni temu napisał do mnie Paweł Gregorowicz. Mama oddała dziecku nerkę, chłopak po przeszczepie, potrzebne leki, żeby przeżył, a są w rejonach objętych wojną (…). Przekazałem dalej. Odezwał się Sławomir Źwiernik: mam kogoś kto obiecał pomóc - zapewnia, zadzwonił Dariusz Stocki: ma znajomą Panią Doktor, obiecała pomóc... Dziś przesyłka z lekami przyjechała kurierem, za chwile zawiozę ją do Tomaszowa Lub”.

Piotr Błażewicz (w środku) z wolontariuszami. Zdjęcie wykonano na dworcu we Lwowie.
Ze zbiorów Piotra Błażewicza W magazynie Zamojskich Zakładów Zbożowych

Z tego miasta została przekazana na Ukrainę. - Nie wiem ile osób wzięło udział w tym łańcuszku dobra, ale wszyscy są niesamowici – podkreśla Piotr Błażewicz. - Gdzieś tam daleko chłopak i jego mama mogli wreszcie odetchnąć z ulgą.

Jeden człowiek może niewiele

Piotr Błażewicz twierdzi, że agresja Rosji na Ukrainę zmieniła Polaków, wyzwoliła ducha solidarności oraz pokłady dobra i empatii.

- Pokazała także na kogo można w trudnych chwilach liczyć, kto tak naprawdę chce bezinteresownie działać dla dobra innych. A to jest prawdziwa armia ludzi dobrej woli, pospolite ruszenie – mówi Piotr Błażewicz. - Trudno nawet zliczyć tych, którzy w Zamościu - w różny sposób - okazali potrzebującym serce. Pojedynczy człowiek nie byłby w stanie dokonać niczego. I to dobro, które się stało i nadal dzieje, jest zasługą wielu.

Akcja pomocowa w ZZZ nadal trwa. Obecnie potrzebna jest głównie żywność długoterminowa, agregaty prądotwórcze, piły spalinowe, latarki, wojskowe buty oraz m.in. śpiwory i karimaty. - Zgromadziliśmy i przekazaliśmy potrzebującym setki ton różnych darów. Teraz gromadzimy także wyposażenie dla ukraińskiego wojska – mówi Piotr Błażewicz.

Bogdan Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.