Do wróżki po... prognozy ekonomiczne
Czarny kot, szklana kula i pytanie o miłość lub zdrowie. Może lata temu takie skojarzenia z wróżkami było zasadne. Dzisiaj klienci, często biznesmeni, pytają o konkrety. Od wróżek chcą konkretnych odpowiedzi. W co zainwestować pieniądze. Kupić ziemię czy mieszkanie? Złożyć CV w innej firmie czy czekać na zwolnienie. Jakiego konia obstawić na Służewcu? Dzisiaj wróżkę powinniśmy nazywać doradcą biznesowym.
Moniki Trybulskiej-Siudak, bardziej znanej jako Moka, nie zaskoczą już żadne pytania. Zajmuje się tarotem przeszło 20 lat. Trochę krócej astrologią. W Zawierciu prowadzi Magiczny Zaułek dla Ducha i Ciała. Klientów ma nie tylko z okolic. Dzwonią i piszą do niej ludzie z całej Polski, baa z całego świata. – Wielka Brytania czy Niemcy to standard. Kilka dni temu pomagałam kobiecie z Finlandii. Wiele z tych historii ciągnie się niczym telenowela brazylijska – wspomina. Więcej kobiet niż mężczyzn. Zazwyczaj po 25 roku życia aż po seniorów. O co pytają?
- Nie interesuje ich kiedy spotkają miłość swojego życia i czy to będzie blondyn czy brunet – opowiada Moka. – W gronie stałych klientów mam wielu biznesmenów, którzy pytają o konkrety – dodaje. Wątków jest wiele, zdrowie, dzieci, szczęście. Jednak najczęściej obracają się wokół najważniejszej w XXI wieku sprawy – pieniędzy. Moka sprawdza w kartach lub gwiazdach jakie konsekwencje przyniesie ze sobą zwolnienie kierownika budowy. Czy ucierpi na tym inwestycja lub wizerunek firmy zostanie przez niego nadszarpnięty przez pomówienia. Kilka dni temu dzwonił do niej właściciel kilku lokali we Wrocławiu. Pytał się czy opłaci mu się rozpoczęcie współpracy z nowym kontrahentem. Bardzo często podpowiada też w co zainwestować pieniądze.
- Osoby, które mnie odwiedzają nie traktują wróżb na zasadzie wierzę lub nie wierzę, podchodzą do nich jak do prognozy pogody, która w moim przypadku ma dużą sprawdzalność. Po prostu chcą się upewnić co się stanie w przyszłości – komentuje. Ciekawa tego była kochanka księdza, która odwiedziła ją kilka lat temu. Mówiła, że jej partner – ksiądz wyjechał na studia doktoranckie do Niemiec. Chciała wiedzieć czy będzie ją tam zdradzał. Niedawno kupili razem ziemię. Zrodziły się w niej wątpliwości czy to dobra inwestycja.
Spory wzrost zainteresowania przewidywaniem przyszłości i światem nadprzyrodzonym już kilka lat temu zauważył CBOS. Podpytał wtedy Polaków o ich stosunek do horoskopów, wróżb czy talizmanów, czyli szeroko rozumianej magii. Okazało się wtedy, że „ponad połowa Polaków (55 proc.) twierdzi, że czyta horoskopy w gazetach, w tym co dziewiąty (11 proc.) robi to często. Zainteresowanie tego typu lekturą deklarują nie tylko kobiety (63 proc.), ale również niemal połowa (45 proc.) mężczyzn. Na popularność prasowych przepowiedni nie ma większego wpływu wykształcenie i religijność badanych, które powinny, wydawałoby się, kształtować stosunek do magicznych praktyk” - czytamy w wynikach sondażu. Wtedy do wizyty u wróżki przyznał się co siódmy Polak.
Dla dr Anny Adamus-Matuszyńskiej, socjologa z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach tak wielkie zainteresowanie wróżbami, szczególnie wśród biznesmenów, którzy powinni mocno stąpać po ziemi nie jest zaskoczeniem.
- Kiedy w 2008 roku dotknął nas kryzys ekonomiczny, analitycy i doradcy finansowi, którzy wcześniej rośli w siłę, musieli zwinąć interes. Oparte na modelach ekonometrycznych, racjonalne analizy okazały się wtedy nic nie warte. Biznesmeni przestali wierzyć w to, co racjonalne. Skłonili się do powrotu do przeszłości – komentuje pani socjolog. - Czyli do sił nadprzyrodzonych, w których od zawsze szukaliśmy informacji na temat naszej przyszłości - dodaje.
Zdaniem socjolog naturalne jest, że każdy człowiek chce wiedzieć co go czeka. - Kiedyś takim znakiem zapytania była przyroda. Wydawało nam się, że okiełznaliśmy ją. Tym bardziej wierzyliśmy, że to co sami tworzymy czyli system społeczno-gospodarczy również jest do przewidzenia. Siedem lat temu przekonaliśmy się, że tak nie jest - wyjaśnia Adamus-Matuszyńska.
Moka za każdym razem, kiedy rozkłada kary zaleca dystans do tego, co powiedzą. Jej wróżby mają podpowiadać możliwe rozwiązania, nie być jedyną możliwą drogą wyboru. Czytanie z kart polega na intuicji. Dlatego tak ważne jest przygotowanie psychologiczne czy socjologiczne wróżek. Ona z wykształcenia jest pedagogiem pracy ze specjalnością poradnictwo i doradztwo zawodowe. Skończyła też profilaktykę społeczną. Jako dyplomowany grafolog dużo potrafi powiedzieć o człowieku na podstawie jego charakteru pisma. Inaczej jest z astrologią. – To ogrom szczegółowej wiedzy, którą musiałam przyswoić – wyjaśnia. Każda planeta i gwiazdy w odpowiednim układzie pokazuje pewne sytuacje. – Tutaj nie ma intuicji, nie ma przeczucia, jest sama wiedza – podkreśla Moka. By sprawdziła, co mówią gwiazdy potrzebuje od klientów pełnej daty i godziny urodzenia. Wysyła ich po te informacje do USC.
Każda osoba, która kontaktuje się z wróżką to osobna historia. Nieraz dramatyczna. Bardzo często w zestawie z pudełkiem kart do tarota wyciąga też pudełko chusteczek. Kiedyś przyszedł do niej mężczyzna, który miał rodzinę. Żonę i syna. Po kilkunastu latach związku pojawiły się problemy. Wtedy zaczął podejrzewać, że nie jest biologicznym ojcem dziecka, które wychowywał od 10 lat. – Karty potwierdziły jego obawy. Miałam straszny dylemat powiedzieć czy powiedzieć mu o tym. Jednak skoro pytał. Powiedziałam mu. Poleciłam mu również, by zrobił badania DNA. Wynik był taki sam. Wychowywał nie swoje dziecko – wspomina jedną z trudniejszych spraw.
Trudno było jej przekazać wiadomość o ciężkiej chorobie klienta. Wtedy nie powiedziała wprost, co dokładnie zobaczyła w kartach. – Usłyszał, że jego stan jest cięższy niż mówią diagnozy lekarzy – opowiada. Po 20 latach pracy nauczyła się traktować wróżby wyłącznie jak informację do przekazania. Nic więcej. – Taka jest moja rola – podkreśla Moka. – Jednak początki były bardzo trudne. Na dwa lata zostawiłam kary. Bardzo mocno wczuwałam się w opowieści klientów – wspomina.
Tarocistka z Zawiercia nie jest w stanie zliczyć ile osób odesłała do psychologów. Przychodzą do niej ludzie, którzy wizyt w gabinetach lekarskich boją się jak ognia. Szczególnie jeśli chodzi o psychologów lub psychiatrów. - Łatwiej jest im przyjść do mnie niż do specjalistów, nie do końca to rozumiem – przyznaje Moka. Jaki jest powód? Może na drzwiach jej gabinetu nie ma tabliczki z napisem psycholog czy psychiatra. Ludzie, którzy przekraczają progi Magicznego Zaułku uważają, że są odbierani jako osoby ciekawe swojej przyszłości. Gdyby stali w kolejce do lekarzy społeczeństwo pomyślałoby, że musi być z nimi coś nie tak.
Tradycyjne wróżby andrzejkowe
Pod koniec listopada wypadają andrzejki. dzień, w którym nie tylko mamy się dobrze bawić, ale też samemu sprawdzić, co czeka nas w przyszłości. Oto kilka propozycji wróżb andrzejkowych, które warto wykorzystać w ten dzień.
1. Lanie wosku przez dziurkę od klucza. To chyba najpopularniejsza wróżba andrzejkowa. Będziemy potrzebować zwykłych świeczek, niepotrzebnego klucza z dużą główką, miski z wodą. Wosk musimy roztopić w rondelku na małym ogniu, kiedy będzie ciepły ostrożnie lejemy go przez dziurkę od klucza do wody. Gdy zastygnie przychodzi czas na odgadywanie powstałych kształtów, z których mamy odczytać naszą przyszłość.
2. Przestawianie butów. To wróżba skierowana głównie do panien, które chcą dowiedzieć się, która pierwsza zmieni stan cywilny. By poznać kolejność należy: zdjąć jeden but z lewej nogi, następnie ustawić je kolejno jeden za drugim, tak aby się dotykały. Trzeba zacząć od najdalszego miejsca w domu do drzwi wyjściowych. Tak musimy przestawiać buty, by za każdym razem ich czubki stykały się. Właścicielka buta, kory pierwszy "dojdzie" do drzwi wyjściowych jest wyjdzie za mąż wcześniej niż pozostałe panny.
3. Obieranie jabłek. Dzięki tej wróżbie możemy poznać pierwszą literę imienia przyszłej miłości. Wystarczy obrać jabłko tak, by obierka była długim paskiem. Wtedy musimy rzucić ją za siebie, koniecznie przez lewe ramię. Z kształtu, jaki zobaczymy po jej upadku na ziemię należy odczytać literę, na jaką będzie zaczynało się imię przyszłego ukochanego.