DJ Wika: Przeżywam jeden z najlepszych okresów
Najgorsze, co można zrobić w życiu, to przestać próbować. Poddać się. Optymizm rodzi się przede wszystkim po trudnych chwilach, gdy można docenić małe rzeczy. O tym, jak pokochać życie mimo przeciwności, a także podeszłego wieku, opowiada DJ Wika, najstarsza didżejka w Polsce. Może również i na świecie.
Widząc, jaka energia od Pani bije, gdy stoi Pani za konsolą, nie sposób nie spytać - skąd bierze się ta ogromna dawka siły i optymizmu?
Cóż, nie jestem z tych, którzy przepraszają za to, że żyją. Moja energia płynie z miłości do życia. I doświadczenia. Niektórzy narzekają i pytają „z czego tu się cieszyć”? Ja mogę z całą pewnością powiedzieć, że przeżywam obecnie jeden z najlepszych okresów.
Jeden z najlepszych? Niestety, od starszych osób najczęściej można usłyszeć, że najlepsze już za nimi.
Patrzę na to zupełnie inaczej. Gdy przeżyje się chociaż te 50 lat, perspektywa się zmienia. Mam dorosłe i samodzielne dzieci i wnuki. Teraz jest czas na to, abym była samolubna. Mogę obecnie skupić się tylko i wyłącznie na sobie, nie zaniedbując przy tym nikogo. Jestem dla swoich bliskich taką „babcią do dekoracji”. Dzieci oczywiście mogą do mnie przyjść i porozmawiać, ale już od dawna same decydują o swoim życiu. Ja natomiast mogę poświęcić się swojej pasji, jaką jest muzyka. Patrzenie wstecz w niczym nie pomaga. Oczywiście, młodość przeminęła i już nie wróci. Te zauroczenia, miłości i fizyczna atrakcyjność. Nie ma co ukrywać, młodość jest atrakcyjna, ale staram się za nią nie tęsknić. Swoje uroki ma również starość.
Jakie dokładnie?
To mądrość, która godzi mnie z tym, co jest. Dzięki niej kocham to, co obecnie jest. Teraźniejszość. Kocham te swoje szaleństwa i nie obchodzi mnie to, że niektórzy mogą pomyśleć, że jestem postrzelona. Czymś nowym jest również samo testowanie siebie, na ile jeszcze ciało mi pozwala. Sprawdzam na sobie samej, jak długo można żyć tak aktywnie, nie zwalniając tempa, i nie gubiąc się przy tym pamięcią. Faktycznie, gdy gram w tygodniu na pięciu imprezach i później zapominam, gdzie zostawiłam okulary, to później trochę zwalniam. Prześpię ze dwie noce spokojnie.
A z jakim odbiorem się Pani spotyka? Ludzie częściej pukają się w czoło, zazdroszczą optymizmu, czy może biorą z Pani przykład?
Najczęściej spotykam się z bardzo sympatycznym odbiorem, co było widać chociażby w trakcie moich sobotnich występów w Łodzi. Seniorzy często mówią, żebym się trzymała i jak najdłużej robiła to, co robię, że trzymają za mnie kciuki. Co prawda jedna starsza Pani podeszła i narzekała, że za głośno gram i jej się to nie podoba, ale co zrobić. Bardzo często przychodzą do mnie młode osoby, co szczególnie mnie cieszy. Staram się pokazać im, że nie trzeba się bać starości. Ogólnie, można powiedzieć, że promuję szacunek do przemijania. Chcę pokazać starość w sposób elegancki, przepełniony miłością do życia, ludzi i muzyki. Jeżeli pokazuję, że w tym wieku można pracować, być aktywnym, to młodzież, patrząc na mnie, nie będzie się bała starości.
Nie chcę, aby młodzi ludzie kojarzyli ją tylko z tą smutną starością, którą spotykają w komunikacji publicznej. Nie jestem zresztą wyjątkiem. Organizuję paradę seniorów, w której bierze udział kilka tysięcy osób, aby pokazać nasze pokolenie w zwartej grupie, aby pokazać, że aktywnych starszych osób jest więcej. W tym wieku można naprawdę wiele zdziałać, oczywiście jeśli pozwalają siły i zdrowie. Ale powiedzmy sobie szczerze, czy młodzi ludzie nie chorują? Czy nie ma wśród nich niedołężnych? Człowiek na starość musi być po prostu częściej naprawiany. Tak samo jak samochód. Trzeba o siebie dbać.
Mówiła kiedyś Pani, że to życie Panią nauczyło optymizmu. W tym trudne i smutne doświadczenia.
Widziałam wiele cierpienia, począwszy od czasu wojny i niełatwe zmiany, jakie zachodziły później w Polsce. Przez 30 lat pracowałam z trudną młodzieżą w zakładzie poprawczym, pomagałam rodzicom upośledzonych dzieci. Pochowałam najbliższych, moją mamę, tatę i męża. Jeszcze niedawno było ryzyko, że nie będę chodzić. Strasznie się tego bałam. Miałam operowany staw biodrowy, a także przeszczepioną kość. Przez kilka miesięcy nie mogłam wstać z łóżka i to było straszne. Liczyć na kogoś, żeby podał nocnik lub wacik, aby się obmyć. Kiedy jednak wstałam, to myślałam, że rozniosę szpital z radości. Właśnie po takich trudnych okresach można poczuć, że się żyje. Cieszyć się z tego, że się oddycha. Być w stanie docenić to, co się posiada.
Bolesne wspomnienia wracają. Chociaż tego nie chcemy. Jak sobie poradzić z upiorami z przeszłości?
Najnormalniej w świecie. Z przeszłości należy wyciągnąć wnioski, a nie skupiać się na tym, co było złe, i dołować się tym. Dlaczego budować teraźniejszość na bolesnych wspomnieniach? Staram się z przeszłości brać to, co było dla mnie najpiękniejsze. To, co mi dało radość do nowego życia. Ludzie, rozmyślając o tym, co by było gdyby, tracą niepotrzebnie siły. Nigdy nie wiadomo, co by się wydarzyło, gdyby na przykład wyszło się za mąż za Stasia, a nie Jasia. Trzeba się czymś zająć i działać. Zamykając się w domu, rozmyślając, przyciągamy smutki. Dociera wówczas cały „dramat” naszego życia. Bardzo przeżyłam śmierć moich rodziców i męża, ale co to da, jeśli cały swój czas będę spędzać na cmentarzu? Mąż, gdyby wstał, to wykopałby mnie stamtąd.
Ale chyba trudne doświadczenia nie są jedynym źródłem optymizmu. Co radzi Pani na przykład młodym ludziom, aby byli równie szczęśliwi co Pani?
Trzeba być konsekwentnym, cierpliwym, ale nie można bać się zmian. Niektórzy próbują, a gdy im nie wychodzi, to rezygnują. To najgorszy sposób na poddanie się. Nie można rezygnować po jednej, dwóch próbach. Jeśli nie mogę być matematykiem, bo nie mam do tego zdolności, to trzeba zająć się czymś innym. Cały czas próbować, szukać czegoś, w czym się zrealizujemy. Jeśli praca cię stresuje, szef dołuje, to zmień ją. Jeśli jesteś w toksycznym związku - zakończ go. Byłam w małżeństwie dwukrotnie i wiem, jak można stracić pewność siebie przez małżonka. Wiem, że jeśli na przykład kogoś zostawi dziewczyna, straci się pracę lub kogoś bliskiego, to boli. Trudno sobie z tym poradzić, ale zawsze jest jakieś wyjście. Można wyjechać. Przede wszystkim - nigdy się nie poddawać. Najwięcej satysfakcji jest po trudnych chwilach.