DJ Wika: Jedni przychodzą, bo lubią moją muzykę. Drudzy, by mnie oglądać i oceniać. Godzę się na to

Czytaj dalej
Ola Szatan

DJ Wika: Jedni przychodzą, bo lubią moją muzykę. Drudzy, by mnie oglądać i oceniać. Godzę się na to

Ola Szatan

DJ Wika, czyli Wirginia Szmyt ma 77 lat i nie ma czasu na starość. Przed laty pedagog w ośrodkach dla trudnej młodzieży. Żona dyplomaty, z którym pięć lat spędziła na placówce w Szwajcarii. Działaczka społeczna zaangażowana w sprawy seniorów. Jej dyskoteki, dancingi i imprezy taneczne łączą pokolenia w całej Polsce.

W wydanej niedawno książce "DJ Wika. jest moc!" Wika ukazuje nam się nie tylko jako didżejka. W rozmowie z Jakubem Jabłonką i Pawłem Łęczukiem opowiada o trudnych życiowych wyborach, o wielkiej miłości, pasji i wreszcie o tym jak się pięknie starzeć, nie oglądając się za siebie.

Skąd się u pani wzięła ta pasja do grania muzyki? By rozkręcać nie tylko towarzystwo seniorów, ale także młodych osób, które przychodzą na pani imprezy?

Przez przypadek tak się stało. Pracę z seniorami rozpoczęłam,będąc już dwa lata na emeryturze. Byłam animatorem kultury dla seniorów, kierownikiem filii domu kultury. Miałam różne propozycje dla mojego pokolenia. Mieliśmy piękną salę i chciałam, aby trzy razy w tygodniu odbywały się tu zabawy. Przy muzyce, dla zdrowia. I dla takiej integracji. Klub liczył prawie 300 osób. Zaczęłam od tego, że zaprosiłam profesjonalnego didżeja i zobaczyłam, jak to się robi. Podpatrzyłam te techniczne kwestie. Ale jak to zwykle bywa, pewnym utrudnieniem były finanse. Wszystko kosztuje, a nie było na tyle pieniędzy, aby pozwolić sobie na takie imprezy z didżejem trzy razy w tygodniu. Raz na pół roku to owszem. Mnie jednak zależało, by to był stały punkt programu.

Skąd w Pani wzięła się ta miłość do muzyki ... [KLIKNIJ I POSŁUCHAJ]

Dlatego sama zaczęła pani grać.

Tak. Ale zaczęłam też grać, bo muzyka zawsze była obecna w moim życiu. Kochałam ją, słuchałam, chodziłam na koncerty. Relaks przy muzyce był świetną sprawą. A przypadek sprawił, że teraz tą muzyką żyję i stałam się didżejem (śmiech). Jeszcze wracając do pracy z seniorami, kiedy przeszłam do Fundacji Inicjatyw Artystycznych, która mieściła się w pubie, to tam spotkałam młodych didżejów. Grałam trzy razy w tygodniu, ponieważ fundusze z zabaw przeznaczane były na wspieranie Fundacji. Fundator jednak splajtował, a mnie zaproponowano pozostanie w tym pubie. Wiadomo, nie jest to klub seniora, ale miejsce otwarte dla wszystkich. Przychodzą młodzi, starzy, piją piwo, inne alkohole... jest inny rodzaj zabawy. Pewnego dnia miałam spotkanie z taką młodą uroczą dziewczyną, aktorką, która założyła stowarzyszenie organizujące dancingi międzypokoleniowe. Wymyśliła, że te dancingi będą w renomowanych klubach, ewentualnie w miejscach, gdzie przebywa młodzież. By tam zrobić bal międzypokoleniowy, na którym gra młody didżej, gram ja, występują też hip-hopowcy... Dzięki temu seniorzy mieli okazję poznać różne gatunki muzyki, jakie młodzi preferują na swoich spotkaniach. Zobaczyć jak się bawią. Grupa bardziej odważnych seniorów zaczęła tam przychodzić. Idea okazała się wspaniała, a ja się cieszyłam, bo zawsze starałam się integrować pokolenia. Poprzez muzykę i koncerty, które odbywały się w klubach.

Mówi pani, że te dancingi to nie tylko okazja do zabawy na parkiecie, ale przy okazji wzbogacanie wizerunku seniora?

Starość jest naszą etykietą. Są tacy, m.in. młodzież, którzy postrzegają ludzi starszych przez pryzmat środków komunikacji. Bo starzy ludzie w tramwajach czy autobusach szukają wolnych miejsc i mają pretensje, że młodzież im nie ustępuje. Czasem myśli się o starszych ludziach jako o biednych, opuszczonych osobach, które są bezdomne i grzebią w śmietnikach. W końcu jest też wizerunek starej osoby wyniesiony z domu, gdzie dziadek chce spać, a wnuczek słuchać głośnej muzyki.

Tymczasem pani pokazuje, że może być na odwrót. I senior też bawi się przy głośnej muzyce.

Ja gram tak, żeby młodzi i starzy tańczyli. To się przyjęło. Jestem teraz zapraszana do wielu miast, wielu klubów, na różne dancingi międzypokoleniowe, organizowane przez kluby, domy seniorów. Młodzież jest wspaniała, zaprasza starsze panie, gdzieś zrobi się wspólne koło. I jest pięknie.

Chciała pani odczarować stereotyp, że senior jeśli już musi się bujać, to wyłącznie na fotelu?

Kiedy stanęłam przed faktem, że już jest czas emerytury i praktycznie nie będzie już żadnej narzuconej motywacji, że muszę wyjść do pracy, to postanowiłam coś zrobić. Bo jednak w pracy zdobywa się pozycję społeczną, jest towarzystwo ludzi, którzy dzwonią... Ja też podczas swojej pracy zawodowej byłam wychowawcą, byłam kierownikiem, potem zostałam nominowana na stanowisko dyrektora zakładu. Nie narzekałam na brak zajęć. I nagle stałam się seniorem. Już są inne znajomości, nie jest się tam bardzo potrzebnym innym osobom, telefon już tak często nie dzwoni. Zanika pewne życie. Zbliża się do pewnego etapu, gdy myśli kierują się już bardziej o zagospodarowaniu cmentarza... Dla mnie ta myśl była okropna. Niekoniecznie marzyłam o tym, aby siedzieć na działce i sadzić pietruszkę. Szyć nie potrafię, haftować nie umiem, na drutach nie robię. Mogłam pisać wiersze i chodzić na spotkania poetyckie. Ale dla mnie to było za mało.

W swojej książce "DJ Wika. Jest moc!" mówi pani m.in. o tym, że zajęła się seniorami z obawy przed dalszym życiem. „Zostałam seniorką w kraju, w którym niczego tej grupie wiekowej się nie proponuje”.

Chciałam pokazać, że nikt nie ma prawa mi narzucać, iż to już jest koniec. I dla mnie nic nie ma. Teraz to czasy już są inne, ale ja zaczęłam pracę z seniorami w latach 90. Ile w tym czasie się zmieniło. Mamy Uniwersytety Trzeciego Wieku, prasę dla seniorów. Wtedy nie było żadnej. Były kluby seniora i nieśmiałe początki Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Dopiero coś się kleiło. Nie było żadnych programów, żadnych ulg dla seniorów, by na przykład pójść do kina czy do teatru za połowę ceny. Była ta świadomość, że człowiek jest już właściwie niepotrzebny i będąc seniorem nie ma już takiego szacunku i godności, która powinna towarzyszyć do końca życia. Ale to wina pewnych organizacji, bo wszędzie w mediach lansowana była tylko uroda, piękno i młodość. Starość przy tym wizerunku nie pasowała. Senior stał się jeszcze bardziej nieciekawy. To mnie rewolucyjnie zbulwersowało (śmiech). Chciałam dlatego inaczej pokazać seniorów, a jednocześnie siebie nie zaszufladkować. Zaczęłam grać. Założyłam kabaret Viagra...

Szkoda, że już nie funkcjonuje.

Miałam potem propozycję, aby odnowić i pracować dalej, ale sytuacja się zmieniła i zostałam przy zabawach międzypokoleniowych. W samych pubach gram od 16 lat. Nie od teraz, bo stało się to modne. Nie robię niczego, aby tylko zabłysnąć i w jakiś sposób o mnie mówiono. Ja z wielką pokorą znoszę swoje upublicznienie. Ale nie życzę sobie, aby ktoś uważał, ze jak człowiek jest stary to powinien siedzieć przy oknie jak doniczka. Mówię o tym głośno, że brakuje dla nas programów w telewizji.

Jak środowisko didżejskie panią przyjęło? Na początku było wiele ciekawskich spojrzeń?

Łączy mnie wiele sympatii z młodymi didżejami. Z tego względu, że ja się od nich uczę, nie odwrotnie. Oni o tym dobrze wiedzą. Jestem dla nich pełna uznania, podziwu i szacunku. Traktuję ich jak moich wnuków (śmiech). Tu nie ma rywalizacji. Jeżeli gramy to cały czas się wspieramy. Ja nie weszłam w to środowisko jako gwiazda. Nie! Nie mam takiej natury. Wiele zawdzięczam młodym. Mam swoich fanów, rozumiem ich, ponieważ psychicznie jestem na tym etapie co oni (śmiech). A fizycznie jestem seniorem. I to jest cała moja sztuka życia.

Może się pani pochwalić też niezwykłą kondycją. Ostatni weekend spędziła pani zarówno w Sopocie jak i we Wrocławiu. Promowała pani książkę i jednocześnie grała imprezy.

Połączenie tego jest jednak bardzo trudne. Granie wymaga sporej koncentracji, fizycznego wysiłku. Nie lubię, kiedy podczas grania nagabują mnie media na wywiady. Ale dzięki temu, że otaczają mnie sympatyczni ludzie, znajduję motywację i gram. W Sopocie grałam w Operze Leśnej z młodą didżejką. Było wspaniale. Czułam, że to jest to.

W książce sporo miejsca poświęca pani okresowi dzieciństwa. Wynika z niej, że muzyka zawsze była obecna w pani życiu.

Dziadek jak byłam malutka dawał mi już instrumenty. I wręcz nakazywał, to tam cała rodzina grała (śmiech). Dziadek nie miał wykształcenia muzycznego, ale miał wspaniały słuch i grał na wszystkich instrumentach. Tak samo jak jedna z sióstr mojej mamy występowała w wojskowym zespole artystycznym, który znajdował się niedaleko. To była rodzina bardzo umuzykalniona.

A nie żałuje pani, że jednak nie została śpiewaczką?

Tak się złożyło. Ja mogłabym ćwiczyć głos, bo mam dobry, bez zbędnego chwalenia się. Mówiono mi, że mam ciekawą barwę. Ale nie mam takiej natury, żeby czegoś żałować. To co było, to się zdarzyło. Ja cieszę się z tego co teraz mam.

Czyli jak Edith Piaf, która też niczego nie żałowała?

Dokładnie. Bo jaki jest sens zamartwiania się i myślenia o tym, co się nie spełniło? Szkoda mi głowy i mózgu męczyć na tego rodzaju rozmyślania. Wolę zastanawiać się jak teraz żyć? Jak radzić sobie fizycznie, żebym umiała odpocząć i się zregenerować po tym wysiłku jaki sobie funduję. Ja mam 77 lat. Potrzebuję czasem spokoju i wyciszenia się. Ale po dwóch dniach spokoju regeneruję się...

I zaczyna panią nosić.

Zaczynam mieć dość tego spokoju i wychodzę (śmiech). Potrzebuję jednak wyciszenia przede wszystkim psychicznego. Ja jestem zdania, że starość udała się Bogu bardzo dobrze, bo niesie ze sobą doświadczenia, mądrość, pewne umiejętności łagodzenia swoich problemów i wyciągania wniosków. Ale jednocześnie potrzebny jest taki moment do uporządkowania, by nie było chaosu w głowie. A ten pojawia się, gdy mamy dużo problemów i jesteśmy w stresie. Stres jest nieodłączny w pracy didżeja, bo zawsze jest niepewność czy mikser chwyci płytę, czy wszystko zagra... a tu ludzi pełna sala. Wśród nich część przychodzi, bo mnie znają i lubi moją muzykę, a drudzy przychodzą mnie oglądać i oceniać. Ale to jest wpisane w tę profesję. I ja się na to godzę.

Ola Szatan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.