Jeden z największych powojennych reżyserów teatralnych powinien mieć trwałe upamiętnienie w stolicy Podkarpacia. Kazimierz Dejmek, wybitny twórca teatralny, reżyser słynnych „Dziadów”, których zdjęcie z afisza było zapalnikiem tzw. wydarzeń marcowych 1968 roku, dyrektor Teatrów: Narodowego i Polskiego w Warszawie oraz Nowego w Łodzi, w latach 90. XX w. minister kultury i sztuki w rządach Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego, nie jest w Rzeszowie jak dotąd w żaden sposób upamiętniony, pomimo iż tu zaczęła się jego artystyczna kariera. I to jest rzecz do szybkiej zmiany!
Dejmek spędził w mieście nad Wisłokiem jedną dekadę (lata 1936-1945). Kiedy stąd wyjeżdżał, był 21-letnim młodzieńcem. Ale był to bardzo intensywny czas.
- Młodym ludziom warto przypomnieć, że ten jeden z największych powojennych reżyserów był ich „starszym kolegą” - uczniem słynnego Gimnazjum im. St. Konarskiego - podkreśla prof. Magdalena Raszewska, historyk teatru. Autorka „jeszcze ciepłej”, bo tyle co wydanej pierwszej biografii reżysera pt. „Dejmek”, którą napisała na zlecenie Teatru Narodowego w Warszawie.
Dom, w którym Dejmek wraz z rodzicami mieszkał w Rzeszowie w czasie okupacji, stoi do dziś przy ul. Siemieńskiego. W 1940 r. przyszły reżyser rozpoczął naukę w rzeszowskiej Szkole Handlowej. W szkole tej uczył się także ojciec red. Andrzeja Piątka, krytyka teatralnego i byłego dziennikarza „Nowin”.
Andrzej wspomina swoje jedyne bezpośrednie spotkanie z reżyserem (było to podczas Rzeszowskich Spotkań Teatralnych, na które Teatr Polski w Warszawie, którego Dejmek był wówczas dyrektorem, przywiózł „Zemstę” Fredry): - Koledzy z innych redakcji byli zaskoczeni, jak mogłem się tak łatwo dostać do Dejmka, który słynął z obraźliwych zachowań. Po latach przyznaję, że zdecydowała protekcja mojego ojca. Dejmek poświęcił mi czas i był uprzedzająco miły.
Ciekawym elementem wojennej biografii reżysera była działalność w oddziale partyzanckim Obwodu AK Rzeszów o kryptonimie „Rakieta”. Zanim tam - wraz z kilkoma kolegami - trafił, stanowili oni ubezpieczenie ruchomej radiostacji nadawczej rzeszowskiego Inspektoratu AK. Przydziały ewidencyjne, jak informuje dr Piotr Szopa, historyk z Oddziału IPN w Rzeszowie, przypisywały Dejmka do placówki Niebylec. „Rakieta” brała udział w dywersji i bezpośredniej walce z wrogiem, specjalizowała się także w likwidowaniu konfidentów.
W 1944 r. Dejmek został zdemobilizowany.
Ciągnęło go do aktorstwa
- Kazimierz Dejmek to jeden z tych wybitnych artystów, którzy zaczynali w naszym teatrze - przypomina Jadwiga Jagoda Skowron, pełnomocnik dyrektora Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.
Jako adept studia aktorskiego, Dejmek debiutował rolą Jaśka w „Weselu” Wyspiańskiego, którego fragmenty wystawił Teatr Narodowy w Rzeszowie (dzisiejsza „Siemaszkowa”).
- Brawurowo zagrany Papkin z fredrowskiej „Zemsty” zrobił duże wrażenie na Wandzie Siemaszkowej (był to pierwszy spektakl, który obejrzała w rzeszowskim teatrze przed objęciem dyrekcji) i kilkakrotnie o nim wspominała w listach do swoich przyjaciół - podkreśla pełnomocnik dyrektora „Siemaszkowej”. I dodaje: - Kazimierz Dejmek, obok Adama Hanuszkiewicza to dwaj obdarzeni największym talentem absolwenci Studia Teatralnego działającego po wojnie przy naszym teatrze. Obydwóm przypadła najzaszczytniejsza misja kierowania Teatrem Narodowym w Warszawie.
W 1945 r. Dejmek wyjechał z Rzeszowa - przeniósł się do Teatru Wojska Polskiego w Jeleniej Górze. Szybko jednak porzucił aktorstwo dla reżyserii, dzięki której przeszedł do historii polskiego teatru.
Ciepło wspominał Rzeszów
Red. Andrzej Piątek podkreśla, że choć Dejmek nie pozostawił po sobie w Rzeszowie takich śladów jak np. Józef Szajna (rzeźba-pomnik „Przejście 2001” na Placu Cichociemnych czy dzieła zgromadzone w Szajna Galerii) i nie zrealizował tu żadnego przedstawienia, to jednak pamiętał o mieście, w którym spędził 10 lat życia.
- Pamiętał kolegów, z którymi za okupacji niemieckiej uczył się w jedynej w Rzeszowie dostępnej dla Polaków Szkole Handlowej, kształcącej sprzedawców. Chętnie wspominał swój aktorski debiut po wojnie w rzeszowskim teatrze, o czym opowiadał mi jako dziennikarzowi „Nowin” podczas pierwszego i jedynego z nim spotkania. Wspominał wtedy z imienia i nazwiska rzeszowskich kolegów, serdeczne słowa poświęcił mojemu ojcu - opowiada Andrzej.
I dodaje: - Pamiętam też, jak na 50-lecie Teatru Siemaszkowej - Dejmek był wówczas ministrem kultury i sztuki - przysłał serdeczny list i sporą dotację, której dyrektor Bogdan Ciosek nie spodziewał się w takiej wysokości.
Na aspekt pamięci Rzeszowa o Dejmku i Dejmka o Rzeszowie zwraca uwagę również prof. Magdalena Raszewska.
- Czy Rzeszów pamięta o swojej historii? - zastanawia się autorka biografii reżysera. - Pamięta dość wybiórczo, pamięta, o kim chce pamiętać.
I podkreśla: - Kazimierz Dejmek o Rzeszowie zawsze pamiętał. Co pięć, dziesięć lat przy kolejnych jubileuszach Teatru im. Wandy Siemaszkowej snuł wspomnienia o swojej młodości. Bo nie tylko o teatrze, ale i czasach szkolnych (przedwojennych) i dramatycznych losach wojennych, walce w oddziałach BCh i AK. Serdecznie wspominał swoich ówczesnych mentorów, Franciszka Lipińskiego i Leszka Stafieja. Niech Rzeszów też o nim pamięta.
Wystawa i… może coś jeszcze?
Prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek zgadza się, że zawsze powinniśmy pamiętać o znanych postaciach, które były związane z naszym miastem, a Kazimierz Dejmek był niewątpliwie taką postacią.
- Był ważną osobą świata kultury, podobnie jak wielu innych twórców związanych z Rzeszowem. Wymienię tu m.in. Jerzego Grotowskiego, Józefa Szajnę - przypomina Konrad Fijołek. - Ostateczną decyzję, czy i w jaki sposób uhonorować Kazimierza Dejmka, podejmą radni Rzeszowa.
- Myślę, że tak Dejmkowi, jak Szajnie, Grotowskiemu, Kilarowi i jeszcze niektórym należą się w Rzeszowie trwałe formy wspomnień - uważa Andrzej Piątek. - Pomyślmy o ulicach i placach. A może szczególnie o ławeczkach z siedzącymi postaciami, do których można się przysiąść i pogadać.
Pojawiła się pierwsza jaskółka
- Już niedługo w teatralnym foyer pojawi się wyjątkowa wystawa pod tytułem „Zaczynali w naszym Teatrze”, na której prezentować będziemy sylwetki wybitnych artystów, którzy pierwsze kroki kariery stawiali na scenie przy ulicy Sokoła. Jednym z nich był Kazimierz Dejmek - zapowiada Jadwiga Jagoda Skowron.
Pięknie. Ale, w moim przekonaniu, Dejmek zasługuje w Rzeszowie także na takie upamiętnienie, którego nie będzie musiał dzielić z innymi osobami.
Może rzeczywiście tą sprawą zajęliby się rzeszowscy radni? Czy nie warto byłoby pomyśleć, jeżeli nawet nie nad honorowym obywatelstwem miasta dla Dejmka (pewnie nie wszyscy są tego zdania, ale uważam, że jego związki z Rzeszowem wcale nie były słabsze niż - z całym szacunkiem dla ikony polskiego jazzu - Tomasza Stańki, który takowe honorowe obywatelstwo otrzymał), to przynajmniej nad nazwaniem jego nazwiskiem którejś z rzeszowskich ulic?
Marzą mi się także cykliczne spotkania z Dejmkiem w Rzeszowie (nawet co kilka lat), podobne do festiwalu „Źródła Pamięci. Szajna - Grotowski - Kantor”.
Kto skutecznie podejmie te tematy?
Osobiste „trzy grosze” od autora: Być może nie jestem w tych żądaniach obiektywny, bo jestem z Dejmkiem związany rodzinnie: jego ojciec i moja babcia byli rodzeństwem. Nie mam w tym jednak żadnego interesu, bo kontakty wiecznie zajętego pracą Dejmka z rodziną z Rzeszowa - odkąd sięgam pamięcią - były sporadyczne, głównie przy okazji rodzinnych pogrzebów. Po prostu uważam, że Rzeszów powinien oddać sprawiedliwość wybitnemu twórcy, który tu zaczynał. Może stolica Podkarpacia, parafrazując prof. Raszewską, zechciałaby pamiętać także o Kazimierzu Dejmku?