Decyzja o obniżaniu uposażeń jest szkolnym przykładem populizmu, który zabija politykę
Nie kończy się debata o odbieraniu pieniędzy posłom i senatorom. Każdy, kto ma inne zdanie, a startował z PiS może nie znaleźć się na liście.
Nie jestem zwolennikiem podwyżek dla polityków, powinien istnieć po prostu mechanizm waloryzowania ich zarobków proporcjonalnie do wzrostu płac, a może nawet proporcjonalnie do wzrostu gospodarczego.
Jednak nie ma żadnych powodów, by ich zarobki obniżać. Po pierwsze dlatego, że mechanizm ten uderza w całą grupę, osłabia elitę polityczną bez względu na poglądy polityczne, pracowitość czy skłonność do poświeceń.
Zastanówmy się, jaki sens z punktu widzenia interesów państwowych, a tylko takie warto brać tu pod uwagę, ma uderzanie w cały parlament. Przecież to i tak dotknie najbardziej tych parlamentarzystów, którzy nie mają dodatkowej działalności gospodarczej, fuchy na uczelni czy czegoś podobnego.
To najmocniej uderzy w tych, którzy mają więcej osób na utrzymaniu itd. Najbardziej na tym ucierpią dzieci posłanki czy senatora i ich być może niepracujący współmałżonkowie - jeśli właśnie ktoś w ich rodzinie musi się opiekować dziatwą.
Decyzja o obniżaniu uposażeń jest szkolnym przykładem populizmu, który zabija politykę. Powoli wracamy do czasów, kiedy na zajmowanie się polityką będą mieli czas wyłącznie bogaci, samotni i starsi, dla których dochody nie są takie ważne. Będą się nią też zajmowali najmłodsi nastawieni na karierę za wszelką cenę i gotowi dla własnej partii upuścić sobie tyle krwi byle utrzymać się na Wiejskiej.
Dodajmy jeszcze do całej sprawy - wydawałoby się - podstawowe kryterium, kryterium sprawiedliwości. Decyzje PiS zmierzające do odebrania części uposażeń parlamentarzystom są najzwyczajniej niesprawiedliwe.
Nawet nikt nie ukrywa, że biorą się nie z tego, że czyjaś praca została źle oceniona, ale po to, by zadowolić podobno powszechne oczekiwanie ludzi, żeby „dołożyć politykom”. To ma być taki element igrzysk. Demokracja, w której decyzja rodzi się, gdy większość kciukiem wskazuje w dół. Taka demokracja nie ma szans. Zawsze kończyła się tyranią, a wcześniej oligarchią.
W gruncie rzeczy nie zajmują mnie bardzo zarobki posłów - piszę tylko dlatego, że wiem, iż oni tego nie napiszą, bo się boją o miejsca na listach. Ale sprawa ma też wymiar społeczny i ktoś napisać powinien. Proszę bardzo: nie widzę nic dobrego w systemowym osłabianiu narodowej elity, nawet jeśli chciałbym, by była mądrzejsza.