Czytelnik: Płakać mi się chciało z tej bezsilności
Gorzów Wlkp. Pani Lidia upadła. Jej mąż Franciszek nie mógł jej podnieść. Pomogli... strażacy.
Pan Franciszek ma 71 lat. Jest po udarze. Ledwie się porusza, chudzina. Palce ma jak wykałaczki, a ręce jak kije od szczotki. Na oko waży 40 kilo. Dlatego gdy nocą z łóżka spadła jego równie chora żona Lidia, nie potrafił jej podnieść.
- Zadzwoniłem po pogotowie. Powiedziałem, co się stało. Ale usłyszałem, że to nie jest zagrożenie życia, więc karetka nie przyjedzie- mówi.
Cały drży i ledwie rozchyla usta. Szklą mu się oczy. - Płakać mi się chciało. Z tej bezradności. Bo nic nie mogłem zrobić - dodaje z drżącym podbródkiem.
Ostatecznie przyjechali im pomóc... strażacy. Wezwało ich samo pogotowie! Jego szef Andrzej Szmit nie ma sobie i swoim pracownikom nic do zarzucenia. - To nie bezduszność. To odpowiedzialne podejście do naprawdę potrzebujących pacjentów. Pogotowie nie jest od podnoszenia ludzi z podłogi, nie jest też taksówką. Jest od ratowania życia - odpowiada reporterowi „GL”.
Więcej przeczytasz w czwartek (16 marca) w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej oraz w wydaniu plus.gazetalubuska.pl