Czytelniczka: los miejskich drzew nie jest nam obojętny
Czy rośliny w mieście powinny przejść w prywatne ręce? Mieszkańcy mówią, że już walczą o drzewa. Nie jest to jednak łatwe.
– Radny Robert Górski ma pomysł, by drzewa na terenie miejskim przekazać w ręce prywatnych osób – mówi nasza Czytelniczka, pani Teresa. – Ale niektórzy działają już teraz – dodaje.
Przypomnijmy: w „Tygodniku Zielonogórskim” pisaliśmy o pomyśle na zielonogórską zieleń, który radny Robert Górski (Zielona Razem) zaproponował na jednej z ostatnich sesji rady miasta.
– Idea polegałaby na tym, że na drzewie pojawiłaby się tabliczka z nazwiskiem osoby czy nazwą organizacji, która opiekowałaby się daną lipą, dębem lub klonem – mówił na łamach „GL” Robert Górski. Mowa tu o drzewach, które obecnie rosną na terenach miejskich. – Osoby odpowiedzialne za przyrodę robią, co mogą, ale tej zieleni jest sporo. Dlatego byłoby dobrze, gdyby dbał o nią ktoś jeszcze – dodaje Górski.
– Wyglądałoby to pewnie znacznie lepiej niż obecnie. Myślę, że ludzie sami z siebie zaczęliby dbać o tę przestrzeń. Jeżeli na tabliczce będzie nazwa organizacji czy konkretnej, bliskiej osoby, to człowiekowi odpowiedzialnemu za drzewo będzie wstyd o to nie dbać. Ludzie będą wtedy zwracać większą uwagę na porządek.
– W niektórych regionach miasta obecnie jest pod tym względem tragicznie – mówi pani Janina, mieszkanka ul. Rydza Śmigłego. – Na naszej ulicy rośnie olbrzymia topola, ale od lat nikt nie sprząta liści. Teraz to jest jeden kompost. Przecież takimi drzewami ktoś powinien się zająć!
Spytaliśmy naszych Czytelników o opinie na temat tego pomysłu. I okazało się, że dla części z nich już teraz los miejskich drzew jest bardzo ważny i starają się oni ocalić piękne okazy, rosnące w naszym mieście od
wielu lat.
– Dla niektórych mieszkańców los drzew nie jest obojętny – mówi pani Teresa. - O kasztanowce przy ul. Zamenhofa walczę już od paru lat. To są piękne, stare, rozłożyste drzewa. Gdy zaczynają kwitnąć, to widok jest naprawdę niezwykły. Niestety, straciłam kontakt z urzędem miejskim i nie wiem, czy jest on gotowy zająć się tymi drzewami. Bo każdego roku te rośliny są niszczone przez szrotówka (odmiana motyla żerującego w głównej mierze na kasztanowcach – dop. red.). Aż żal patrzeć. Może „GL” uda się coś zadziałać w tej kwestii? Chociaż dowiedzieć się, czy drzewa mają szansę na ratunek – prosi o interwencję nasza Czytelniczka.
Z prośbą o zajęcie się tą sprawą zwróciliśmy się do departamentu przedsiębiorczości i gospodarki komunalnej, w ramach którego działa biuro kształtowania zieleni, odpowiedzialne za los zielonogórskiej zieleni.
– Akcję ochrony kasztanowców przeprowadzał Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Zielonej Górze – informuje nas Agnieszka Barczyk, z biura kształtowania zielni. – W wykazie drzew objętych ochroną, jakie przekazał nam ZGKiM, ulica Zamenhofa nie była ujęta.
Jednak szansa na uratowanie wiekowych drzew istnieje.
– Biuro kształtowania zieleni rozważa przeprowadzenie akcji ochrony kasztanowców na terenach miejskich w Zielonej Górze – informuje Agnieszka Barczyk. – W przypadku kontynuacji akcji ochrony kasztanowców w roku bieżącym drzewa przy ul. Zamenhofa będą objęte taką ochroną.
– Bardzo cieszy mnie ta informacja – mówi pani Teresa. – Szkoda, żeby tak piękne drzewa były niszczone. Trzeba o nie zabiegać.