Czy wystawiać rachunek za Wieluń?
II wojna światowa przyniosła Wieluniowi, miastu z królewską przeszłością, ogrom zniszczeń. O bombardowaniu miasta sprzed 78 lat mówi się jako o zbrodni wojennej. Czy Wieluń powinien być kartą przetargową w dyskusji o reperacjach wojennych?
Pierwszego września 1939 roku piloci Luftwaffe zrzucili na bezbronny, uśpiony Wieluń kilkaset bomb. Zabili co najmniej kilkuset mieszkańców i obrócili w perzynę miejską zabudowę. Nie oszczędzili zabytkowych obiektów, ani szpitala. Dantejskie sceny, jakie rozegrały się w Wieluniu, były zapowiedzią zbrodniczych działań niemieckiej armii na terenie Polski i Europy. Wieluńska hekatomba, jako miejsce rozpoczęcia wojny totalnej, ma wymiar symboliczny. Prezydent RP Andrzej Duda poprzez udział w dzisiejszych uroczystościach w Wieluniu, zamiast na Westerplatte, kładzie szczególny nacisk na dramat cywilnej ludności podczas II wojny.
- Świat nie tylko się dowie, że ta wojna zaczęła się oczywiście w Polsce, na Westerplatte, ale też, że już od pierwszych dni największe ofiary poniosła ludność cywilna, a nazistowskie Niemcy dopuszczały się takich zbrodni jak bombardowanie niewinnej ludności - podkreśla rzecznik prezydenta RP Krzysztof Łapiński.
Wizyta prezydenta w Wieluniu ma swoją wymowę, ale też podteksty polityczne. Pojawiły się krytyczne opinie, że Andrzej Duda zrywa z uświęconą tradycją upamiętniania wybuchu wojny na Westerplatte. Inni uważają, że to bardzo dobra decyzja. Historyk Antoni Dudek powiedział „Rzeczpospolitej”, że „Wieluń jest symbolem męczeństwa ludności cywilnej, o czym w kontekście II wojny światowej mówimy zdecydowanie za mało”.
Nie będzie to wszak pierwsza wizyta głowy państwa na wieluńskich obchodach. W 2004 r. Aleksander Kwaśniewski odsłonił w Wieluniu obelisk upamiętniający tragedię miasta z 1 września 1939 r., wręczył odznaczenia państwowe, a w swoim przemówieniu podkreślał, że to tutaj rozpoczęła się „wojna totalna, nie rozróżniająca między cywilami i wojskowymi, mająca na celu masową eksterminację”. W 2009 r. Lech Kaczyński po południu przyleciał śmigłowcem z Westerplatte. Złożył wieńce i zapalił znicze w miejscach pamięci, a w przemówieniu podkreślił, że „Wieluń jest symbolem tej strasznej wojny totalitarnej”.
Wśród komentatorów można spotkać także opinie, że poprzez swoją wizytę w Wieluniu prezydent Andrzej Duda w dyplomatyczny sposób włącza się w dyskusję na temat reparacji wojennych od Niemiec.
Wieluń w dyskusji o reparacjach
O kwestii odszkodowań zrobiło się ostatnio głośno w Wieluniu za sprawą inicjatywy działaczy miejscowej prawicy. Wystąpili oni do władz państwowych z apelem w sprawie nagłośnienia niemieckich zbrodni wojennych w Wieluniu.
- Ze względu na bestialstwo ataku niemieckiego lotnictwa dramat Wielunia powinien mieć szczególne znaczenie w dyskusji na temat reparacji nie tylko na arenie krajowej, ale i międzynarodowej. Za to są odpowiedzialne osoby rządzące naszym krajem, natomiast my jako wielunianie mamy obowiązek wyeksponować tragedię naszego miasta - uważa Paweł Rychlik, pełnomocnik Prawa i Sprawiedliwości w powiecie wieluńskim.
Przedstawiciele wieluńskich struktur PiS oraz Chrześcijańskiego Porozumienia Wieluń wystosowali już odpowiednie pisma do prezydenta Andrzeja Dudy, ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, a także posła Szymona Szymkowskiego vel Sęk, który jest przewodniczącym grupy parlamentarnej polsko-niemieckiej. Postulują, aby wyeksponować zbrodnię na Wieluniu przy formułowaniu zasadności żądań strony polskiej. Sygnatariusze listu zapewniają, że podeszli do sprawy z całą powagą. Chcą zainteresować tematem zagraniczne agencje informacyjne. Uwypuklają fakt, że atakując Wieluń, Niemcy złamali konwencje haskie z 1907 r. Podkreślają również, że zniszczenia Wielunia zostały solidnie opisane przez wielu historyków.
- Ten bogaty materiał badawczy może być bardzo pomocny w możliwym procesie szacowania strat wojennych - przekonuje Paweł Rychlik.
Inicjatywa jest jednak problematyczna w kontekście polityki historycznej miasta. Wieluń od lat mozolnie kształtuje swój wizerunek miasta pokoju i pojednania. Buduje mosty, a nie rozdrapuje stare rany. Jak pogodzić zabiegi, aby tragedia miasta stała się kartą przetargową w dyskusji o reparacjach wojennych, z tym, że Wieluń chce uchodzić za miasto pokoju i pojednania? Paweł Rychlik uważa, że nie ma tutaj sprzeczności:
- Nasza inicjatywa to nie jest afront w stosunku do dotychczasowej polityki historycznej miasta. Również uważamy, że Wieluń powinien budować pokojowe relacje. Natomiast muszą one być budowane na prawdzie. Uważamy, że pewne rzeczy powinny zostać - chociażby w kategoriach historycznych - dokończone. Wielunianie powinni być świadomi, co stracili i o mogłoby być, gdyby Wieluń nie został zbombardowany - argumentuje działacz PiS.
Władze miasta lakonicznie odniosły się do tej inicjatywy. - Kwestie reparacji wojennych są rozpatrywane na poziomie prawa międzynarodowego i polskiej polityki zagranicznej. To sprawa rządu i prezydenta, a nie temat, który jest rozpatrywany na poziomie samorządu - ucina temat Joanna Skotnicka-Fiuk z wieluńskiego magistratu. Również wieluński historyk prof. Tadeusz Olejnik niechętnie komentuje inicjatywę: - Podnoszenie kwestii reperacji jest sprawą natury politycznej. Ja w takich dyskusjach wolę się nie wypowiadać.
Straty trudno oszacować
1 września 1939 r. piloci niemieckich „sztukasów” kilka razy przypuścili atak na miasto. Szacunki rozmiaru zniszczeń podawane w źródłach polskich i niemieckich są prawie zgodne. W gruzach legło 70-75 proc. miejskiej zabudowy. Samo zabytkowe centrum miasta zostało zniszczone w 90 proc. Po pierwszych nalotach mieszkańcy w popłochu uciekali z miasta.
- Nikt nie patrzył, czy kto prosił o pomoc, ratował tylko swoją skórę. Byle uciec jak najdalej. I proszę sobie wyobrazić, jaki musiał być strach, jaka panika, że nikt nie potrafił zapanować nad tą sytuacją. Przecież można było powiedzieć: słuchajcie, nalot minął, uratujmy tego czy innego. Ale to było niemożliwe, bo takie przerażenie było... W ludziach było widać obłęd! - wspominał wielunianin Stanisław Sęczkowski, który bombardowanie przeżył jako 17-letni chłopak.
Bomby trafiły w najcenniejszą świątynię w mieście - kościół farny z przełomu XIII i XIV w., klasycystyczną synagogę z połowy XIX w., mieszczańskie kamienice, klasztor poaugustiański, zburzono jedno ze skrzydeł byłego zamku królewskiego. Szczęśliwie ocalał klasycystyczny budynek ratusza z XIV-wieczną Bramą Krakowską. Bomba ugrzęzła w więźbie dachu i nie eksplodowała. Szczególnie wymowny jest fakt, że zbombardowano szpital, na którym miał znajdować się znak Czerwonego Krzyża.
Trafiony pociskami kościół farny Niemcy metodycznie rozbierali, by w 1940 r. wysadzić go w powietrze. Zrównana z ziemią świątynia była swoistą skarbnicą historycznej ziemi wieluńskiej. Jak opisuje historyk Jan Książek, dyrektor Muzeum Ziemi Wieluńskiej, do wybuchu wojny kościół „zachował historyczne nagrobki i tablice pamiątkowe, ołtarze, rzeźby, obrazy, relikwiarze, portrety duchownych i osób świeckich, naczynia i szaty liturgiczne, proporce i sztandary o dużych walorach artystycznych i historycznych”.
Wśród ofiar byli pacjenci szpitala, w gruzach legło 75 procent budynków, zniszczone zostały kilkusetletnie zabytki
Także w innych wieluńskich kościołach znajdowały się cenne dzieła sztuki z zakresu malarstwa, rzeźby i złotnictwa. Najcenniejszym zabytkiem sztuki polskiej, który stracił Wieluń wskutek wojennej zawieruchy, był posążek Matki Bożej z Dzieciątkiem z 1510 r. Co przepadło poza klasycznymi dziełami sztuki? W pierwszej kolejności należy wymienić krzyż Virtuti Militari nadany Joannie Żubrowej. Była ona pierwszą kobietą, która została uhonorowana tym zaszczytnym odznaczeniem. Wielkość strat trudno jednak określić, ponieważ - jak napisał Tadeusz Olejnik - „przed wojną zarówno księża, jak też urząd konserwatorski, nie sporządzili dokładnych rejestrów dzieł sztuki znajdujących się w kościołach. Dotyczy to w znacznej mierze także kościoła farnego”.
Strat w ludności również nie da się określić, ponieważ nigdy nie sporządzono dokładnego rejestru ofiar. Materiały zebrane w śledztwie Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN w Łodzi wykazały, że wskutek bombardowania Wielunia zginęło co najmniej 127 osób. W czerwcu 2011 r. śledztwo zostało umorzone wobec śmierci ustalonych sprawców i z powodu niewykrycia pozostałych sprawców. W rozmaitych źródłach najczęściej pojawia się liczba 1.200 zabitych. „Bez względu na to, czy podczas zbrodniczego nalotu na bezbronne miasto zginęło 1200 osób, czy połowa tej liczby, nie zmieni to faktu, że była to pierwsza na tak wielką skalę zbrodnia wojenna na ludności cywilnej” - konkluduje prof. Olejnik.
Atakując Wieluń, Niemcy pogwałcili normy prawa międzynarodowego. Bomby nie mogły trafić w obiekty o militarnym znaczeniu, bo takich w mieście nie było. Nie stacjonowało też w mieście wojsko. Brutalny nalot na uśpione, pozbawione obrony przeciwlotniczej miasto, odbył się w warunkach niewypowiedzianej wojny. Ustalenia takich badaczy jak prof. Witolda Kuleszy z Uniwersytetu Łódzkiego pozwalają nazywać naloty na Wieluń aktem terrorystycznym.