"Czerwone berety" wchodzą na ekrany polskich kin. Będzie boom na wojsko? [WIDEO]
Za cztery tygodnie na ekrany kin trafi "Karbala" - najnowszy film Krzysztofa Łukasiewicza (twórcy m.in. "Generała Nila"), opowiadający o największej bitwie z udziałem polskich oddziałów od czasu zakończenia II wojny światowej. Czy młodzi ludzie po jego obejrzeniu zapragną zostać komandosami? Wojsko Polskie czeka na ochotników, ale niełatwo się dostać do elitarnych jednostek.
Na początku kwietnia 2004 roku grupa polskich i bułgarskich żołnierzy przez kilka dni broniła ratusza w irackiej Karbali przed atakami rebeliantów, głównie z tzw. Armii Mahdiego. W końcowej fazie bitwy do walki włączyły się "czerwone berety" z Bielska Białej, przychodząc na odsiecz uwięzionym obrońcom ratusza.
Oglądając umieszczone w sieci trailery "Karbali" trudno uciec od skojarzeń ze słynnym obrazem "Helikopter w ogniu". Jeśli publiczność przyjmie ten film życzliwie, będzie to świetna promocja dla obchodzącej jutro swoje święto polskiej armii i nie można wykluczyć, że w jednostkach zaroi się od kandydatów chcących założyć mundur i wskoczyć w kamasze. Tyle, że dostać się w szeregi najlepszych nie jest tak łatwo.
Aby wstąpić do elity trzeba przejść morderczą selekcję
- Rocznie mamy ok. 800 chętnych - mówi ppłk. Andrzej Tarczoń z Jednostki Wojskowej AGAT w Gliwicach. To jedna z najbardziej elitarnych formacji w polskiej armii, młodszy "brat bliźniak" GROM-u, czy Formozy. Ilu z ubiegających się o angaż przechodzi sito? Tego wojskowi nie ujawniają. Wiadomo - ściśle tajne. Wiadomo też jednak, że ok. połowa chętnych odpada już na pierwszym etapie kwalifikacji (najbliższy termin wyznaczono na 31 sierpnia). Tych, którzy ją przejdą czeka mordercza selekcja w górach.
- W trakcie tych procedur sprawdzamy nie tylko predyspozycje fizyczne, ale też psychofizyczne kandydatów - wyjaśnia ppłk. Tarczoń.
Cywile na swą szansę będą musieli jeszcze poczekać
O przyjęcie do AGAT-u ubiegać mogą się wyłącznie żołnierze - zarówno ci z innych jednostek, jak i rezerwiści (możliwość taką mają też ci z Narodowych Sił Rezerwowych, choć oni muszą wcześniej przejść dodatkowe szkolenia). Nie mają o tym natomiast co marzyć cywile z ulicy. Dla nich furtką do wejścia w szeregi "specjalsów" miała być Jednostka Wojskowa Komandosów w Lublińcu. Jesienią miał przy niej rozpocząć działalność ośrodek szkoleniowy, w którym przez pół roku 30-tka kandydatów poddana byłaby selekcji pod okiem doświadczonych komandosów (ci, którzy by ją przeszli trafiliby na 3 lata do oddziałów pomocniczych i dopiero kolejnym etapem byłby angaż do którejś z jednostek specjalnych).
- Kiedy dowodziłem GROM-em zabiegałem o to, aby mógł pozyskiwać ekspertów z cywila bezpośrednio do służby, bo takich ekspertów armia potrzebuje - chwali tę inicjatywę gen. Roman Polko.
Tyle, że - jak ustaliliśmy - jesienny termin uruchomienia ośrodka w Lublińcu jest mało realny. Prawdopodobnie nastąpi to dopiero w przyszłym roku.