Cyrkowe eksperymenty Mateusza Kiełtyki

Czytaj dalej
Fot. P. Obarski
Dorota Witt

Cyrkowe eksperymenty Mateusza Kiełtyki

Dorota Witt

O tym, jak żonglowanie pomaga w nauce czytania i pisania, czy mim i klaun mogą opowiadać poważne historie i jak zmienia się dzisiejsza sztuka cyrkowa, mówi MATEUSZ KIEŁTYKA, aktor, mim, żongler.

Jaka jest dziś sztuka cyrkowa?
Stale się zmienia, poszukując nowych środków wyrazu, aktualnych dla naszych czasów. Widoczne są w niej dziś pewne tendencje, które określa się mianem Nowego Cyrku. Najważniejszą z nich jest wykorzystywanie umiejętności kuglarskich jako środka do opowiadania historii.

Kolejnymi są odejście od tresury zwierząt i organizowanie występów poza namiotem cyrkowym. Wszystko to wymusza na artystach wzięcie większej odpowiedzialności oraz jeszcze lepsze przygotowywanie i planowanie występów. Nie jestem fanem tradycyjnego cyrku. Jednak pełnymi garściami czerpię ze środków, które się z niego wywodzą, np. z żonglerki, klaunady czy akrobatyki. Staram się umieszczać je w nowym kontekście i zaprzęgać do opowiadania historii. Stanowią one dla mnie też idealną drogę do lepszego poznania siebie, swoich ograniczeń i ukrytych możliwości.

Ile czasu zajęła Panu nauka konkretnych cyrkowych umiejętność?
Artyści cyrkowi skupiają się na określonych umiejętnościach, które ćwiczą tak długo, aż staną się one naturalne i łatwe do wykonania. Zwykle zajmuje to lata pracy, o czym widzowie nie mają pojęcia. Gdy trenuję jazdę na monocyklu w Myślęcinku, przechodnie zaczepiają mnie, prosząc bym dał im spróbować. Wtedy okazuje się, że próba przejechania jednego metra w przód - przy mojej asekuracji - jest prawie niemożliwa. Jednak przy odrobinie determinacji można osiągnąć więcej, niż wydaje się możliwe. Najtrudniej było mi nauczyć się jazdy na monocyklu.

Dopiero przy trzecim podejściu, które zrobiłem około 1,5 roku od pierwszej próby, samodzielnie przejechałem kilka metrów. Zaangażowanie i regularne treningi są konieczne, gdy chcemy zajmować się kuglarstwem profesjonalnie. Większość umiejętności ćwiczy się w zaciszu sali treningowej. Jednak gdy chcemy rozwijać np. umiejętność improwizowania czy budowania interakcji z publicznością, musimy robić to „na żywym materiale”. Stawianie sobie nowych wyzwań i ciągły rozwój pozwalają uniknąć rutyny i są źródłem ogromnej satysfakcji.

Czy mim, clown, żongler mają tylko bawić, czy mogą mówić na scenie lub na ulicy o ważnych kwestiach, aktualnych problemach?
To zależy od artysty i celu, w jakim tworzy dane przedstawienie. Pantomima od zawsze miała dwa oblicza: komiczne, niosące tylko rozrywkę, i drugie, czasem też śmieszne, ale skłaniające do refleksji poprzez poruszanie głębszych tematów. W moim monodramie pt. „Nie-pokój” nie ma miejsca na śmiech, za to staram się nakłonić widzów do zastanowienia się, czy warto za wszelką cenę być wiernym swoim ideałom? Lubię, gdy sztuka budzi emocje, skłania do refleksji i nie daje prostych odpowiedzi.

Nawet Pana spektakl o świętym Mikołaju wymknął się ramom, w jakie jego historię zamknęła komercja - to nie opowieść o brodaczu z dalekiej Laponii, który zaprzęga renifery, lecz o biskupie, który reprezentuje określone wartości. To Pana sposób, by za pomocą prostej formy przemycić nawet najtrudniejsze tematy?
Staram się ukrywać drugie dno w tym, co prezentuję. Najlepiej ilustruje to spektakl „Podróż Małego Księcia”, który jako grupa Mimezis Art zrobiliśmy tak, by jednocześnie dotrzeć do dzieci i dorosłych. Prostą historię nasyciliśmy znaczeniami. Dzieci odbierają je na poziomie fabularno-estetycznym, a dorośli są w stanie odczytać ich głębszy sens. Bardzo lubię eksperymentować z formą, np. w etiudzie „Enigmatic” opowiadałem historię Mariana Rejewskiego i interpretowałem łamanie szyfru za pomocą pantomimy i żonglerki. Obecnie pracuję nad „Cyrografem Twardowskiego”, widowiskiem, w którym ogień i pirotechnika posłużą jako jedne z głównych środków wyrazu. Premiera planowana jest na koniec sierpnia tego roku (szczegóły wkrótce na stronie www.mimezis.pl).

Czego można się dowiedzieć podczas Pańskich warsztatów sztuki cyrkowej?
W minionym roku szkolnym organizowałem m.in. „Cyrkowe soboty”, na których pojawiali się rodzice z dziećmi. Fascynujące dla mnie jest obserwowanie postępów i wzrostu motywacji dzieci, gdy ćwiczą one razem z rodzicami. Sztuka cyrkowa jest dla każdego, ale tylko temu, kto poświęci jej odrobinę uwagi, ujawni ona swój dobroczynny wpływ widoczny w wielu sferach życia. Wystarczy wspomnieć tu o polepszeniu refleksu, koncentracji uwagi, koordynacji, szybkości myślenia, wzroście kreatywności oraz redukcji poziomu stresu. Te kwestie są ważne dla każdego, niezależnie od wieku. Dla mnie warsztaty cyrkowe to idealna okazja, by dzielić się tym, co mam najcenniejsze - swoją pasją.

Czy warsztaty cyrkowe mogą stać się terapią dla tych, którzy borykają się z konkretnymi problemami?
Istnieją badania, potwierdzające pozytywny wpływ nauki żonglowania na umiejętność czytania i pisania oraz zdolność uczenia się. Zgłębianie sztuki cyrkowej pozwala budować naturalną pewność siebie, wzmacnia poczucie własnej wartości, pogłębia świadomość ciała i inspiruje do aktywnego spędzania czasu. Pomaga też zaistnieć w grupie rówieśniczej, nawiązać nowe przyjaźnie i czerpać więcej satysfakcji z tego, co się robi. W pewnych przypadkach pomaga nawet odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości i stać się sposobem na życie.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.