Katarzyna Piojda

Cuda się zdarzają. Tak zmieniło się życie bohaterów naszych tekstów

Pani Edyta i pan Rafał z Sitowca przed rozpoczęciem remontu. Nawałnica poważnie uszkodziła ich dom. Fot. Katarzyna Paczewska Pani Edyta i pan Rafał z Sitowca przed rozpoczęciem remontu. Nawałnica poważnie uszkodziła ich dom.
Katarzyna Piojda

Pomożecie? Nawet jeśli nie piszemy tak dosłownie w naszych tekstach, to właśnie o to chodzi - o pomoc bohaterom prasowych artykułów. Czasem nawet nie trzeba prosić o pomoc, a ona i tak nadchodzi. Od Czytelników „Pomorskiej”.

Otym, że nieszczęścia chodzą parami (albo i trójkami), przekonała się 12-letnia Iza z Bydgoszczy. Tata zmarł, mama odeszła. A Iza jakoś tak zaczęła źle się czuć. Jakby chora była. To było pod koniec wiosny 2017 roku.

Poszła do lekarza. Diagnoza: rak. Nowotwór chłoniaka limfoblastycznego. Od tamtej pory mała bydgoszczanka dzieli pobyt w domu na pół ze szpitalem. Leczenie jest możliwe, ale trzeba uzbierać ponad 70 000 złotych. Babcia, która wychowuje Izę oraz jej siostrę i brata, żyje skromnie. Mieszka z wnukami w wynajętym mieszkaniu, bo na własne ich nie stać.

Gdy uczniowie III Liceum Ogólnokształcącego w Bydgoszczy dowiedzieli się o Izie, postanowili pomóc. Zorganizowali charytatywny bieg mikołajkowy, z którego dochód został przeznaczony na leczenie Izki. „Pomorska” miała w tym swój udział. Opisaliśmy historię dziewczynki. I zachęciliśmy do startu w biegu. Efekt: udało się zebrać prawie 42 000 złotych. Kwota pochodzi z opłat startowych, pieniędzy zebranych do puszek, darowizn oraz akcji towarzyszących (m.in. Fundacja PKO Banku Polskiego w ramach akcji „Biegnę dla Izy” przekazała 10 000 złotych).

Anna

Za serce chwyciła też opowieść o Ani z Torunia. Polonistka, lat 37. Mężatka z dwójką dzieci. Od 2013 roku walczy z rakiem piersi. Na szczęście choroba była w dość wczesnym stadium. Kobieta przeszła chemioterapię, mastektomię i radioterapię. Wszyscy myśleli, że wyzdrowiała. Mylili się. Rak zaatakował prawie całe ciało Ani - mózg, potem kości, wątrobę i węzły chłonne. Pojawiła się nadzieja na uratowanie kobiety, ale znowu rozchodziło się o pieniądze. Miesięczna dawka leku kosztuje prawie 18 000 złotych. Lekarze szacowali, że pacjentka musi przyjąć sześć dawek lekarstwa. Na łamach „Pomorskiej” zapowiadaliśmy akcję charytatywną, przygotowaną przez Książnicę Kopernikańską, w której Ania wcześniej pracowała. Ludzie dobrej woli wpłacali pieniądze.

Izabela

Wychować synka, bo żadne dziecko nie powinno dorastać bez mamy - oto marzenie pani Izabeli z powiatu świeckiego. Tragedia zaczęła się latem 2010 roku. W ciągu miesiąca Iza miała dwa napady epileptyczne. Badanie głowy wykazało guza na lewej półkuli mózgu. Guz został usunięty, a rok później pani Izabela była już mamą. Mimo wielkiego ryzyka zdecydowała się na macierzyństwo. Takie było jej pragnienie.

Krótko po narodzinach Filipka młoda mama miała robiony rezonans magnetyczny. Badanie znowu wykryło guz. Do operacji jednak nie doszło, ponieważ... guz zniknął!

- Musiałam być podwójnie silna, walczyć z chorobą i zmagać się z kłopotami finansowymi, bo w moim stanie nie mogłam pójść do pracy. Mąż nie poczuwał się do jakiegokolwiek wsparcia swojego syna, a tym bardziej mnie - opowiadała w „Pomorskiej” pani Izabela. - W 2014 roku zostałam wdową. Na szczęście los czasami i mnie nagradza -poznałam wspaniałego mężczyznę, który otoczył mnie i mojego synka troską i miłością.

Kobieta przeszła trzecią operację. Terapia jest bardzo droga, wieloetapowa, do tego dochodzi specjalna dieta, suplementy i witaminy. Gdy napisaliśmy o akcji charytatywnej dla pani Izabeli, czytelnicy nie zawiedli i zjawili się w Górnej Grupie na imprezie, podczas której zbierano fundusze na leczenie 33-latki.

Piotr

Stwardnienie rozsiane boczne. Taką diagnozę usłyszał pan Piotr z Rzeżewa (powiat włocławski) krótko po tym, jak miał wypadek w pracy. Choroba postępowała błyskawicznie. Z pracowitego, silnego Piotra zrobiła niepełnosprawnego faceta, który musi siedzieć na wózku inwalidzkim. Mężczyzna nie pracuje. Nie może dokończyć remontu domu, a przecież jeszcze przed chorobą, gdy tylko wracał z pracy, brał się za robotę przy nim.

W tym domu są jego synowie, którzy patrzą na cierpienie. Jest też jego mama, ale ona sama wymaga opieki. No i żona, która dostaje rentę socjalną. Rodzinie zaczęło brakować pieniędzy na życie. A gdzie jeszcze leczenie i rehabilitacja pana Piotra! Na tę drugą trzeba długo czekać. I tak chory jest skazywany na ból.

Zwróciliśmy się z prośbą do Fundacji Humanitarnej we Włocławku, zajmującej się refundowaniem rehabilitacji dla osób chorych. Sukces: będzie opłacona miesięczna rehabilitacja pana Piotra. Może on również liczyć na zwrot kosztów leków.

To nie wszystko. - Znajdą się pieniądze na wyremontowanie łazienki i zlikwidowanie barier architektonicznych - obiecali pracownicy ośrodka pomocy społecznej. Synowie schorowanego mężczyzny mieli zapewnione obiady w szkolnej stołówce oraz dostali stypendium socjalne, a ich tata - jednorazowy zasiłek na leki.

Bernadeta

Jedni zmagają się z chorobami, inni - z żywiołami. A właściwie, to szkodami przez żywioły wyrządzonymi. Rodzina pani Bernadety z Huty (powiat bydgoski) jest jedną z tych, które ucierpiały podczas sierpniowej nawałnicy. Silny wiatr tak mocno uszkodził dom, że trzeba było rozebrać jego większość, łącznie z fundamentami. Za dwa budynki gospodarcze pani Bernadeta dostała z firmy ubezpieczeniowej w sumie 9 000 złotych. A przecież sam dom dwa lata temu przeszedł generalny remont. W dodatku był ubezpieczony na 212 000. Nagłośniliśmy sprawę. Rodzina odwołała się od decyzji PZU. Ubezpieczyciel tłumaczył wówczas, że wypłacił zaliczkę, a wkrótce pani Bernadeta dostanie pełne odszkodowanie.

- Z przykrością przyznajemy, że wskutek błędu rzeczoznawcy ze współpracującej z nami firmy zewnętrznej doszło do pomyłki i została wypłacona zaniżona kwota odszkodowania - wyjaśniała nam przedstawicielka biura prasowego PZU. Rodzina kobiety, zamiast wspomnianych 9 000, dostała 174 000.

Obecnie trwa odbudowa domu.

Edyta i Rafał

Lawina pomocy ruszyła też jesienią. Była skierowana do pani Edyty, jej męża Rafała, teściowej, 3-letniej córki Alusi oraz jej maleńkiej siostrzyczki, która w grudniu miała się urodzić. Rodzina mieszka w Sitowcu (powiat bydgoski). Dopiero co przeprowadzili generalny remont domu, a nawałnica im ten dom zabrała. Nowy dach, nowa blachodachówka, tynki, instalacje, no i przebudowy w środku - nie tylko te roboty wykonała ekipa budowlana.

- Nawałnica trwała 30-40 minut. Nam się wydawało, że wieczność - mówiła pani Edyta. - Najbardziej przeżyła to nasza 3-letnia córka. Wymiotowała podczas tej wichury, potem się trzęsła.

Gdy tak mocno wiało, rodzina schowała się pod betonowym stropem na werandzie przy wejściu do domu. Tam było najbezpieczniej. - Staliśmy tak w piżamach i czekaliśmy - wspominali nam małżonkowie. - Dopiero rano zauważyliśmy, że trampolina, stojąca wcześniej na podwórku, była teraz wbita w okno przy werandzie. Cud, że się nie przebiła. I że przeżyliśmy.

Nie było w pobliżu gospodarstwa, które nie zostałoby poszkodowane podczas sierpniowej nawałnicy. Rodzina nie miała gdzie mieszkać. Mobilny dom typu holenderskiego, który na szczęście trafił do poszkodowanych, był jednym z 20 zakupionych przez samorząd województwa. Mieszkali w nim jeszcze niedawno. Z 11 na 12 grudnia spędzili pierwszą noc w odbudowanej części domu.

Już po pierwszym naszym tekście o rodzinie otrzymaliśmy wiele maili od osób, które deklarowały wsparcie. - Dostaliśmy też 2 000 złotych darowizny z Banku Spółdzielczego z Brodnicy - cieszyła się pani Edyta. - Ksiądz Andrzej Jaskuła z parafii w Sośnie przekazał 10 000 od anonimowego darczyńcy. Potem 50 000 zł wspomógł ich Caritas.

Małgorzata i Dariusz

Oboje niepełnosprawni, ale pełni pasji. Pani Małgorzata jest po porażeniu mózgowym. Nie używa rąk. Nauczyła się wszystko robić stopami. Przede wszystkim maluje. Często pokazuje w szkołach i w domach kultury, jak można w ten sposób tworzyć pejzaże. Swoje obrazy i sprzedaje, i przekazuje na aukcje charytatywne. Współpracowała przez lata ze stowarzyszeniem „Amun”, skupiającym takich, jak ona - plastyków malujących stopami albo ustami.

Mąż to pan Dariusz, też jest niepełnosprawny. Mają córeczkę. Marzyli o dwuosobowym, bezpiecznym rowerze. Taki jest wykonywany jedynie na zamówienie.

O marzeniu małżonków napisaliśmy na www.pomorska.pl. Przez kilka dni z potrzebnej na rower sumy 6 500 złotych udało się zebrać 1423 złote. Ostatecznie uzbierali całą sumę na rower.

To historie przez życie pisane, a przez nas opisane. Miej oczy i uszy szeroko otwarte. Pomoc potrzebna jest też ludziom, o których przecież w gazecie nie pisaliśmy.

Magda

Trzeba pomóc choćby dzieciom pani Magdy. 32-latka zginęła w październiku na przejeździe kolejowym w Wielkim Rychnowie (powiat golubsko-dobrzyński). Osierociła czworo dzieci. Najmłodszy synek miał wtedy dwa miesiące. Najstarsza jest 8-letnia córka. Mama patrzy na swoje dzieciaczki z nieba, ale tylko ludzie na ziemi są w stanie zapewnić im normalne życie.

W miarę normalne życie.

Katarzyna Piojda

Miałam 6 lat, gdy postanowiłam zostać dziennikarką. I tak też wyszło. Piszę o bezrobotnych, bezdomnych, ubogich, czyli o ludziach, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie i trudno im z niego wyjść. Samo pisanie w tym przypadku to za mało. Staram się więc im pomóc wyjść z tego zakrętu. Zajmuję się także tematyką bydgoskiej oświaty. Piszę również do serwisów Regiodom.pl i Strefa Biznesu.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.