Co fizyk może wiedzieć o obrazie sprzed niemal 500 lat? I na co jego wiedza zda się konserwatorowi sztuki?

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Dorota Witt

Co fizyk może wiedzieć o obrazie sprzed niemal 500 lat? I na co jego wiedza zda się konserwatorowi sztuki?

Dorota Witt

Co fizyk może wiedzieć o obrazie sprzed 500 lat? I na co jego wiedza zda się konserwatorowi sztuki? Rozmowa z toruńskimi naukowcami, prof. Piotrem Targowskim, fizykiem z UMK i dr hab. Magdaleną Iwanicką, prof. UMK z Wydziału Sztuk Pięknych.

„Autoportret przy sztaludze" pędzla Sofonisby Anguissoli, artystki włoskiego renesansu, na jeden dzień trafił z Muzeum – Zamku w Łańcucie do laboratorium w Interdyscyplinarnym Centrum Nowoczesnych Technologii UMK - prosto pod tomograf optyczny, przy użyciu którego badacie państwo obrazy od lat...

Prof. Piotr Targowski: Zwykle jest odwrotnie: to my jeździmy z maszyną do dzieł sztuki, którym mamy się badawczo przyjrzeć. Do Muzeum Skrzypiec w Cremonie we Włoszech czy Opificio delle Piete Dure we Florencji. To zdecydowanie prostsze rozwiązanie, bo zorganizowanie transportu dzieł europejskich mistrzów, których dzieła zdarzyło nam się badać, np. Hansa Memlinga, Leonarda da Vinci, braci van Eyck, Petera Paula Rubensa, Vincenta van Gogha, Edwarda Muncha, jest skomplikowane, bardzo kosztowne, wymaga zaangażowania wielu osób, a zazwyczaj po prostu okazuje się niemożliwe. Tym razem renesansowe dzieło przyjechało do nas, po drodze o jego bezpieczeństwo dbali konwojenci, a tym, że spodziewamy się jego przyjazdu nie chwaliliśmy się powszechnie, o badaniu poinformowaliśmy dopiero po fakcie, dla bezpieczeństwa.

Kiedy obraz przyjeżdża do państwa, trzeba mu zapewnić szczególne warunki?

Prof. Piotr Targowski: Dzieło przyjeżdża razem z opiekunem, konserwatorem, który za nie odpowiada i wie wszystko na temat tego, jakie warunki trzeba mu zapewnić: np. jaką wilgotność powietrza (to ważne zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z zabytkowym drewnem). W laboratorium sterujemy temperaturą, dzięki nawilżaczowi powietrza utrzymujemy właściwą wilgotność. Niektóre materiały są wrażliwe na ultrafiolet, w takich przypadkach rezygnujemy z włączania takiej lampy.

Tomografia optyczna jest badaniem niezbędnym w diagnostyce chorób siatkówki. Polega na wykonywaniu skanów danego obszaru oka za pomocą wiązki światła. Dzięki badaniu można dokładnie ocenić poszczególne części siatkówki oraz nerw wzrokowy pod kątem zmian chorobowych, często niewidocznych przy standardowym badaniu okulistycznym. Co można zobaczyć, spoglądając przy użyciu tomografu optycznego na... dzieło sztuki?

Dr hab. Magdalena Iwanicka, prof. UMK: Nasze badania mają być jak najbardziej praktyczne - mają dać wskazówki konserwatorom-restauratorom. Wynik nieinwazyjnego badania tomografem pozwala mi sformułować wnioski na temat historii zmian i zabiegów konserwatorskich, jakim obraz był poddawany - a te bardzo często nie były dobrze lub w ogóle dokumentowane (trudno o szczegółowy opis starszy niż 40 lat). Czasem mamy jedynie strzępki informacji na ten temat. Pierwsza konserwacja „Słoneczników" van Gogha, które badaliśmy w Amsterdamie, została wykonana przed wojną. Ze źródeł archiwalnych zachował się po niej wyłącznie rachunek wystawiony przez konserwatora zawierający listę zabiegów i niektórych zakupionych materiałów. Badania instrumentalne (w tym tomografia optyczna) uzupełniły te szczątkowe dane o identyfikację konkretnych materiałów i analizę układu warstw. Badanie tomografem optycznym umożliwia też czasem określenie zakresu zniszczeń i prognozę postępu procesu destrukcji obrazu, a w niektórych przypadkach pomaga też potwierdzić autentyczność obrazu. Wszystko to pozwala specjalistom dokładnie zaplanować kolejne zabiegi konserwatorskie, np. rozstrzygnąć, czy nie za dużym ryzykiem byłoby usunięcie warstwy dawnego, nieoryginalnego werniksu (lakieru).

Takie metodyczne badanie obrazu, kawałek po kawałku, warstwa po warstwie, może sprawiać frajdę?

Prof. Piotr Targowski: Zdecydowanie! Choć jestem fizykiem, a tomograf optyczny kojarzony jest raczej z okulistyką, z fizyką medyczną, mam rodzinne związki ze sztuką: konserwatorem sztuki jest moja żona, tę samą profesję wybrała nasza córka.
W muzeach najcenniejsze obrazy zwykle oglądamy umieszczone za grubą szybą, czasem gromadzi się wokół niego tłum ludzi, desperacko próbujących zrobić sobie z nim przynajmniej selfie. O prawdziwym, osobistym kontakcie z dziełem nie ma mowy. A my mamy okazję pobyć z takim obrazem sam na sam. Głównym celem naszych badań jest ustalenie układu warstw wtórnych, pochodzących z dawnych konserwacji: sprawdzamy, ile na oryginalnym dziele naniesiono warstw werniksów, ile warstw retuszu, ile jest na nim starszych i nowszych uzupełnień.

Jako pierwsi użyliśmy tomografu optycznego do obrazowania dzieł sztuki, dziś podobne badania robione są też systematycznie w kilku innych ośrodkach na świecie: przede wszystkim na Nottingham Trent University w Wielkiej Brytanii, w Narodowym Instytucie Optyki we Florencji i na Politechnice w Delft w Holandii.

Prof. Magdalena Iwanicka: Dowiadujemy się przy tym o dziele sztuki takich informacji, których trudno szukać w literaturze. A im więcej o obrazie wiemy, tym więcej, patrząc na niego, widzimy i rozumiemy. Łączymy nasze ustalenia z tym, co słyszymy od kustoszy i konserwatorów. Historia nawet tych najstarszych dzieł tworzy się na bieżąco, a dzięki naszym badaniom, możemy ją głębiej poznać. Czasem odkrywamy 8-10 warstw nałożonych na oryginalne dzieło, poprawki, werniksy, które niekiedy zmieniają barwy, odcienie, także po czasie, bo niektóre zastosowane kiedyś pigmenty i barwniki zmieniają barwę. Te zmiany są niestety nieodwracalne.

Prof. Piotr Targowski: Jako pierwsi użyliśmy tomografu optycznego do obrazowania dzieł sztuki, dziś podobne badania robione są też systematycznie w kilku innych ośrodkach na świecie: przede wszystkim na Nottingham Trent University w Wielkiej Brytanii, w Narodowym Instytucie Optyki we Florencji i na Politechnice w Delft w Holandii. Cecha wspólną wszystkich grup badawczych działających w tym obszarze jest ścisła współpraca z dysponentami dzieł sztuki, zazwyczaj z wielkimi muzeami, ale tylko my stworzyliśmy – dzięki unikalnej strukturze UMK łączącej w jednym uniwersytecie nauki ścisłe i konserwację zabytków – prawdziwie interdyscyplinarna grupę badawczą. Oczywiście badamy również obiekty w muzeach za granicą.

Prof. Magdalena Iwanicka: Kiedy pracowaliśmy w Amsterdamie nad „Słonecznikami" van Gogha odkryliśmy, że między warstwami wtórnych werniksów jest jeszcze jedna niezidentyfikowana warstwa. Do badań włączono bardzo zaawansowane metody analizy chemicznej. Okazało się, że obraz przeszedł wielkopowierzchniowy retusz, został pokryty cienką warstwą pigmentu, o czym nikt nie wiedział. Ostateczna decyzja komisji muzealników i konserwatorów była taka, by obrazu nie oczyszczać, bo materiały, których użyto, źle się rozpuszczają, efekt mógłby być dla bezcennego dzieła zgubny. Nasze badania pomogły też ekspertom z Amsterdamu podjąć decyzję, by obrazu nie wypożyczać do innych instytucji - z troski o jego stan. Choć, jak udało nam się ustalić, jego stan jest stabilny - na początku XX wieku obraz uległ pewnym procesom destrukcji, ale te już nie postępują.

UMK jest liderem Konsorcjum E-RIHS.pl, w skład którego wchodzi 13 wysokiej klasy polskich centrów naukowych zajmujących się badaniami dzieł sztuki, m.in. z Uniwersytetów Warszawskiego i Wrocławskiego, Politechniki Warszawskiej, Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Akademii Górniczo-Hutniczej, Instytutów PAN z Gdańska i Krakowa. Konsorcjum oferuje instytucjom lub właścicielom cennych obiektów zabytkowych bezpłatne badania fizyko-chemiczne. Co o obrazach chcą wiedzieć kolekcjonerzy?

Prof. Piotr Targowski: Najczęściej proszą o potwierdzenie autentyczności dzieła, bo podejrzewają, że wyszło spod pędzla uznanego artysty.

Prof. Magdalena Iwanicka: Ale to nie takie proste. Dużo łatwiej jest wydać ekspertyzę negatywną niż potwierdzić, że to akurat dzieło pochodzi z pracowni konkretnego, tworzącego nawet setki lat temu, artysty. Można to przyznać z pewną dozą prawdopodobieństwa, ale nie wystarczy sama tomografia optyczna, stosuje się wiele różnych metod porównując wyniki; jest to zawsze żmudny proces dedukcji, wymagający wiedzy z różnych dziedzin. Niedawno poproszono nas, byśmy ocenili, czy sygnatura na obrazie jest autentyczna. Okazało się, że powstała później niż samo dzieło, została naniesiona na już zniszczonej warstwie werniksu, co dowodzi, że autentyczna nie jest.

Prof. Piotr Targowski: Najbardziej bezwzględnym zabójcą marzeń jest biel tytanowa. Kiedy odkrywamy obecność tego pigmentu na płótnie, którego właściciel chciałby dowieść, że pochodzi sprzed wieków, wiemy już, że to niemożliwe, bo nie mogła się znaleźć w pracowni nawet dziewiętnastowiecznego twórcy. Na palecie Sofonisby Anguisoli mogła być jedynie biel ołowiowa.

Prof. Magdalena Iwanicka: Niemniej jednak ślady bieli tytanowej na obrazie sprzed XX wieku mogą się znajdować i wcale nie podważać jego autentyczności - bo mogli ich użyć konserwatorzy. W takich wypadkach potrzebna nam wiedza o tym, przez jakie ręce przechodził obraz i jakie ma warstwy wtórne.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.