Adam Willma

Chyba Bóg chciał mnie ukarać. I kazał jej pożyczyć

Ryszard: - Znajomi nie mogli uwierzyć. „Kto jak kto, ale ty, Rysiu? Taki cwaniak, a dałeś się wrobić?”. Tak, nawet ja, choć wydawało mi się, że nie należę Fot. Adam Willma Ryszard: - Znajomi nie mogli uwierzyć. „Kto jak kto, ale ty, Rysiu? Taki cwaniak, a dałeś się wrobić?”. Tak, nawet ja, choć wydawało mi się, że nie należę do naiwnych. No dałem się.
Adam Willma

Jak to możliwe, że sprzątaczka z Torunia miała taki wpływ na ludzi? Pożyczki brali dla niej starzy znajomi i ci, którzy prawie wcale jej nie znali. Właśnie ruszył wielki proces naciągaczki.

Janina Dworzak nie ma wątpliwości. W tej historii happy endu nie będzie. Dworzak chciałaby tylko, żeby Zuzanna Kamińska poczuła to uczucie strachu, które jej towarzyszy od miesięcy. - Ktoś, kto tego nie przeżył, nigdy nie zrozumie, co przeżyliśmy przez tę kobietę.

Janina, emerytka, lat 66

- Mieszkałam niedaleko. Kamińska pracowała kiedyś w firmie pożyczkowej, odbierała ode mnie raty i tak się poznałyśmy. Któregoś dnia przyszła i zapytała, czy nie wzięłabym dla niej pożyczki, bo ma poważne kłopoty.

Powody podawane przez Kamińską brzmiały zawsze wiarygodnie:

- Raz potrzeba było na sprawy związane z pracą magisterską córek, kiedy indziej - dla córki na rozruszanie interesu.

Dziś Janina jest przekonana, że Kamińska była wirtuozem kłamstwa.

- Któregoś dnia przyszła i mówi, że zmarła jej ciotka, potrzebne pilnie pieniądze na pogrzeb, bo rodzina nie otrzymała jeszcze zasiłku. Proszę sobie wyobrazić, że ubrała się w żałobne ciuchy, nawet beret miała czarny! Innym razem rzekomo księgowa w szwedzkiej firmie męża nie przedłużyła na czas jakichś dokumentów i konieczna była natychmiastowa wpłata. Dziś wiem, że wszystkich nabierała na podobne gadki.

Przez pierwsze półtora roku płaciła dość regularnie. Czasem się spóźniała, ale monitów i telefonów nie było.

Barbara, sprzedawczyni, lat 40

- Pracowałam w sklepie spożywczym, w którym Kamińska robiła zakupy. Rozmawiałyśmy często ze sobą, w końcu się zaprzyjaźniłyśmy.

Kamińska odkryła przed nową znajomą wszystkie swoje problemy. Te prawdziwe i te wymyślone. Któregoś dnia przyszła z prośbą: mąż nie dostał wynagrodzenia, nie ma pieniędzy na życie.

- Zapytała, czy nie pożyczyłabym jej 4 tys. Powiedziałam, że moje dochody to tylko 1 tys., a moje nazwisko tkwi już na liście dłużników, więc nikt nie da mi pożyczki. Kamińska załatwiła, że dali.

Ryszard: - Znajomi nie mogli uwierzyć. „Kto jak kto, ale ty, Rysiu? Taki cwaniak, a dałeś się wrobić?”. Tak, nawet ja, choć wydawało mi się, że nie należę
Na pierwszą rozprawę Kamińska nie przyjechała. Przysłała zwolnienie od szwedzkiego lekarza.

Ryszard, listonosz, lat 47

- Nosiłem do niej korespondencję. Podeszła mnie jak dziecko. Płakała, narzekała, że mąż ma w Szwecji firmę budowlaną i potrzebuje paru groszy, żeby rozliczyć się ze skarbówką i z ZUS-em. Tysiąc złotych. No dobra, podpisałem.

Ten tysiąc Kamińska spłaciła. Później były 3 tysiące - też spłaciła.

- Gdy wziąłem jej 10 tysięcy, spłacała przez rok, ale w końcu bank dostał pieniądze.

Zofia, emerytka, 61 lat

- Za pierwszym razem mówiła, że pieniądze potrzebne jej na spłatę skarbówki, później potrzebowała na chorobę córki. Tu dotknęła wrażliwego punktu, bo sama mam chorą córkę.

Zofia znała Kamińską od lat. Razem odprowadzały córki do zerówki. Zuzanna była bardzo przyjacielska - pomogła, upiekła ciasto, wsparła dobrym słowem.

- Widać Bóg chciał mnie ukarać, bo odebrał mi rozum, nie spostrzegłam, z kim mam do czynienia. Pożyczki w trzech bankach to nic, najgorsze są parabanki, z których sama nigdy nie wzięłabym pożyczki.

Gdy Zofia miała już kilka pożyczek, Kamińska przyszła w odwiedziny do jej córki, Alicji:

- Jestem ciężko chora, przeszłam 14 operacji, muszę brać leki silniejsze od morfiny - Alicji głos utyka w gardle. - Ludzie kiedyś mi pomogli, zbierali pieniądze na leczenie, więc kiedy Kamińska zwróciła się do mnie z prośbą, żebym wzięła dla niej pożyczkę na leczenie córki, nie potrafiłam odmówić. Zgodziłam się na 9 tysięcy, ale powiedziałam, „Pani Zuzanno, ja mam 600 zł renty, nie będę miała z czego spłacić, więc niech mi pani obieca, że do końca roku będzie spłacone”.

Wszystko płynie

Najszybciej zorientował się Ryszard, bo z listonoszem ludzie rozmawiają na każdy temat: - Roznosiłem przecież te ponaglenia od firm windykacyjnych, więc czułem, że zaczynam płynąć. Ale ona zapewniała, że spłaci wszystkie zobowiązania nową pożyczką. To miał być niby jakiś unijny kredyt, który jej mąż dostał na rozwój firmy. Obiecała, że od ręki dostanę wszystkie pieniądze. Pomyślałem sobie, podpiszę, bo w końcu żona się dowie i wtedy dopiero będę miał problem. A później już zaczęła wprost straszyć - „bo powiem twojej żonie”.

Ryszard podpisał w sumie trzy pożyczki, każdą na 10 tys. Czwartą dobrała sobie sama - przyjechała jednego razu taksówką z papierami. Że niby jakiś problem z podpisem. Więc podpisałem się na szybko na tych wszystkich druczkach. To jest masa papierów. Okazało się, że podsunęła mi miedzy innymi kwit na kolejną pożyczkę.

Znajdźcie sponsora

Później już było rutynowo: SMS-y z banku, oficjalne zawiadomienie. W końcu ktoś namalował na drzwiach Kamińskiej: ZŁODZIEJKA. Szybko rozeszło się po mieście.

Ryszard: - Jednej pani wysłała SMS „Pozdrowienia z Hawajów”, to mówiło wszystko o jej intencjach.

Teraz dla windykatorów w roli złodziejki występuje m.in. Zofia: - Trudno sobie wyobrazić, co tu się działo. Naklejki na klatce schodowej, walenie w drzwi - „złodziejko, oddaj pieniądze”. Jeden facet z parabanku nawet próbował potrącić mnie samochodem.

W końcu przyjechał sam szef toruńskiego oddziału jednego z parabanków. Powiedział, że nic go nie obchodzi, że Zofia i jej córka mają sobie znaleźć „sponsorów”, byle tylko pożyczka była spłacona.

- Najgorzej było przyznać się mężowi - wspomina Zofia. - Ta historia całkowicie pogrążyła moje zdrowie. Jestem po dwóch operacjach, schudłam 30 kilogramów, wszystko na tle nerwowym.

Któregoś dnia Zofia stwierdziła, że dłużej już nie da rady. Próbowała rzucić się z balkonu. Mąż ją powstrzymał.

Ale nie wybaczył do dziś.

Żeby nie powiedzieli: wariatka

Janina cierpi w samotności: - Nikomu nie powiedziałam. Nie chcę, żeby ludzie uznali mnie za wariatkę. Przecież nie mam 30 lat. Nie kontaktuję się też z innymi pokrzywdzonymi, bo w niczym mi to już nie pomoże.

Głos Janiny jest spokojny. Twierdzi, że pogodziła się z losem: - Ale najpierw poznałam wszystkie gangsterskie metody. Firma windykacyjna wydzwania od 6.00 do 22.00. Czasem wyzywają od złodziejek, ubliżają i straszą. Jedna pani straszyła mnie, że przyjdą do domu i zabiorą wszystko, nawet brudną bieliznę. Najgorzej było, gdy komornik na dwa miesiące zablokował mi emeryturę. Teraz bierze tylko część, więc gdy dorobię przy opiece nad dzieckiem, jakoś wiążę koniec z końcem. Tak już będzie do końca życia. Byle tylko zdrowie pozwalało pracować.

Od policjanta Janina dowiedziała się, że pożyczki udzielono jej łamiąc wszelkie zasady.

Kamińska przedstawiła fałszywe zaświadczenie o rzekomym zatrudnieniu Janiny w firmie jej męża. Dla banku było bez znaczenia, że skoro Janina ma emeryturę, nie mogła zarabiać 3,4 tys. jako pracownik biurowy.

Chwyt z lewym zaświadczeniem Kamińska zastosowała wiele razy.

Aniołek

Do dziś ofiary toruńskiej oszustki nie potrafią pojąć, jak to możliwe, że dały się nabrać. Zofia: - Ta kobieta miała niesamowitą zdolność manipulowania ludźmi. Wiele osób, które wzięły dla niej pożyczkę, prawie jej nie znało. My byłyśmy w innej sytuacji. Znałyśmy się wiele lat, a i tak dałyśmy się wciągnąć.

Alicja nie może pojąć, że dla pieniędzy ludzie są w stanie przekroczyć każdą granicę: - Kiedy odbywała się licytacja z myślą o moim leczeniu, Kamińska kupiła gipsowego aniołka i podarowała mi go. Taki miły gest. Tylko po to, abyśmy nabrali do niej jeszcze większego zaufania i złożyli podpis na umowie.

Ale przekręt na tak wielką skalę nie byłby możliwy, gdyby nie współpraca pośredników bankowych.

- Sama pracowała kiedyś w jednej z takich firm i miała tam układy - uważa Zofia. - Dawali jej papiery, a ona wpisywała tam co chciała i wracała z podpisami. Towarzyszył jej często niejaki Arek, też z branży pożyczkowej. Facet czmychnął już do Anglii.

Niepotrzebnie.

Prokurator prowadził osobną sprawę przeciwko pomocnikom Kamińskiej, ale nie udało mu się zebrać dowodów i śledztwo zostało umorzone.

Od strony fachowej

Gdy ślad po Kamińskiej zniknął, posypały się wnioski o ściganie. Prokuratura rozesłała list gończy. Kamińska w końcu przyjechała do Polski, ale z oskrżycielem grała sobie w ciuciubabkę, odpowiadając tylko na te pytania, na które chciała odpowiedzieć. Nie przyznała się do niczego.

Podczas przesłuchania przedstawiła się jako osoba niosąca pomoc biednym i potrzebującym. Sprawę pożyczek listonosza zreferowała tak: „Prosił, żeby poszła z nim i pomogła mu od strony fachowej. Niczego nie sugerowałam, do niczego nie nakłaniałam. Pan S. i pani Ż. pytali, czy mogą skorzystać z mojego konta. Nie zgodziłam się, bo mam konto z mężem, więc pytali, czy mogę skorzystać z konta mojej mamy. Mama się zgodziła”.

Na pierwszą rozprawę Kamińska nie przyjechała. Przysłała zwolnienie od szwedzkiego lekarza.

PS. Personalia oskarżonej zostały zmienione z uwagi na toczące się postępowanie. Personalia większości pokrzywdzonych - na ich życzenie - również.

Adam Willma

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.