Od redaktora:
Znajomy odlicza dni do emerytury. Oszacował, że za lata pracy - głównie w PRL-u i tuż za nastania demokratycznej Polski - dostanie niemal tyle samo co teraz, pracując. I to nawet wtedy, gdy - dzięki rządom PiS - przejdzie na emeryturę wcześniej, niż to uchwaliło PO. „Nabił” emerytalne wskaźniki pracą w „szkodliwych warunkach” oraz tym, że w Polsce Ludowej i „okresie transformacji” miał nawet trzy średnie krajowe.
Takich szczęśliwców jest jednak niewielu, a będzie pewnie coraz mniej. Mimo to po obniżeniu wieku emerytalnego oddziały ZUS przeżywają oblężnie tych, którzy od specjalnie powołanych doradców dowiadują się, ile dostaną, gdy zakończą swój etatowy żywot już teraz. I... wybierają tę właśnie opcję, choć wcześniejsza emerytura zapowiada się znacznie biedniej niż późniejsza. Ale mieć ją a nie mieć to też cenna rzecz, bo kto wie, co wymyśli kolejny rząd. Zawsze przecież można dorobić. A nawet jeśli nie, to przecież święty spokój jest bezcenny...