Mieszkańcy Ruczaju domagają się przeniesienia betoniarni działającej tuż przy zalewie Zakrzówek. Część zakładu jest samowolą budowlaną, były też problemy z pozwoleniami na emisję pyłów.
Przy ulicy Pychowickiej, tuż obok Zakrzówka, od 2003 roku, bez pozwolenia na działalność, funkcjonuje betoniarnia. Duże ilości emitowanego z zakładu pyłu i nocny hałas powodowany przez manewrujące samochody zaczęły dokuczać okolicznym mieszkańcom. Stracili oni cierpliwość i domagają się likwidacji lub przeniesienia zakładu. Żądają tego wskazując, że przez trzy lata firma nie posiadała pozwolenia na wprowadzanie gazów i pyłów do powietrza. Ponadto okazuje się, że część zakładu została wybudowane bez koniecznych zezwoleń.
Kiedy firma Cementex rozpoczynała działalność, zakład otaczała bariera z zieleni. Z czasem roślinności ubyło, a przy Pychowickiej zaczęły się pojawiać budynki mieszkalne. Teraz jest tam całe osiedle bloków wielorodzinnych, które od betoniarni dzieli jedynie szerokość ulicy.
- Bezskutecznie apelujemy do magistratu, by zamknięto lub przeniesiono zakład. Jak to jest możliwe, że zaraz przy parku krajobrazowym, jaki mamy na Zakrzówku istnieje zakład przemysłowy? - pyta pan Adam mieszkaniec okolicy (woli pozostać anonimowy).
Konflikt między mieszkańcami osiedla, a właścicielem betoniarni zaognił się w 2015 roku. Wtedy sprawa trafiła do rady dzielnicy Dębniki. W tamtym czasie przy betoniarni hodowano jeszcze trzodę chlewną, gęsi, kury, a nawet kozy.
To dodatkowo irytowało mieszkańców, bo w zimie włączano ogrzewanie w pomieszczeniach, w których przebywały zwierzęta, a do atmosfery dostawał się duszący dym. Problemem był też zapach pochodzący o zwierząt.
- Oddychać się nie dało. Teraz już zwierząt nie ma, ale to nie znaczy, że jest w porządku - zaznacza pan Adam.
Na prośbę mieszkańców w czerwcu 2015 roku Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska przeprowadził kontrolę betoniarni, która wykazała, że 31 grudnia 2013 roku zakładowi wygasło pozwolenie na emisję gazów lub pyłów do atmosfery. Mimo tego, betoniarnia funkcjonowała dalej, do czego przyznaje się właściciel firmy.
- To było niedopatrzenie. Produkcja była minimalna, ale nie mogę powiedzieć, że nic się tu nie działo - mówi Stanisław Kurlit z Cementexu, podkreślając, że nie dziwi się protestom mieszkańców, bo gdyby mieszkał tam gdzie oni, też chciałby żeby jego dom otaczał park, a nie zakład przemysłowy.
Po interwencji rady dzielnicy Dębniki WIOŚ przedstawił informację, że wezwał Cementex do uzyskania nowego pozwolenia do grudnia 2015 roku. To się nie udało, na chwilę mieszkańcy odetchnęli, bo zakład wstrzymał produkcję, którą przez niemal trzy lata prowadził bez zezwolenia. Ich radość trwała jednak krótko, bo już 18 lutego 2016 firma dostała nowe pozwolenie na emitowanie gazów i pyłów na kolejne dziesięć lat, choć mieszkańcy prosili prezydenta Krakowa, by go nie wydawał. Urzędnicy tłumaczą jednak, że musieli wydać pozytywną decyzję, „bo takie są przepisy”.
WIOŚ jeszcze w maju ubiegłego roku przeprowadził kolejne kontrole betoniarni na wniosek Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta.
- Wizja lokalna wykonana przez pracowników WIOŚ nie wykazała jakiejkolwiek pracy zakładu w porze nocnej, w tym ruchu aut, zarówno w otoczeniu jak i po terenie zakładu - mówi Ewa Olszowska-Dej, dyrektor wydziału. Nocne kontrole prowadziła też straż miejska, ale nie potwierdziły zarzutów mieszkańców z ul. Pychowickiej.
Ostatnio pojawił się za to inny problem. Na terenie zakładu bez zezwolenia budowlanego powstał węzeł betoniarski. W tej sprawie Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Krakowie prowadzi postępowanie. Jak komentuje kwestię samowoli budowlanej właściciel firmy?
- Najpierw czepiali się zwierząt, potem tego, że mam otwartą bramę, teraz czepiają się budynku. Ludziom się po prostu nudzi - uważa Kurlit i przyznaje, że ciągłe protesty mieszkańców obrzydziły mu działalność.
akład znajduje się na prywatnych działkach. Miasto może je wykupić pod tereny zielone
Paweł Bystrowski, radny z dzielnicy Dębniki, rozumie mieszkańców. Zaznacza jednak, że trzeba wspomnieć, że betoniarnia istniała tam dużo wcześniej niż osiedle. - Ludzie wiedzieli, gdzie kupują mieszkania - twierdzi Bystrowski. - Oczywiście, taka działalność nie jest w tym miejscu pożądana. Miasto powinno zaproponować właścicielowi inny teren, gdzieś na obrzeżach Krakowa - dodaje To jednak nie odpowiada właścicielowi Cementexu.
- Nie chcę zmieniać lokalizacji, bo do emerytury brakuje mi dwóch lata. Chcę dotrwać do tego czasu i zarobić na opłaty. Modernizowałem zakład, teraz dążę do jego likwidacji. Kiedyś pracowało tu 18 osób, teraz dwie - tłumaczy Kurlit. Przedsiębiorca ma rozwiązanie.- Niech miasto mnie wykupi. Zakład jest na prywatnych działkach, drogi obok na miejskich - mówi. Takie rozstrzygnięcie byłoby o tyle sensowne, że przecież niedawno magistrat wykupił Zakrzówek pod park za 27 mln zł, a działki, o których mowa, były włączone do konkursu na koncepcję zagospodarowania okolic zalewu. Jednakże w projekcie dla parku już się nie znalazły. Ten ma powstać już w przyszłym roku.
Kurlit tłumaczy jednak, że proponował wykup miastu, ale magistrat nie był tym zainteresowany ze względu na brak środków.
(Współpraca: B. Dybała)