Przeszło pół wieku temu Aston Martin DB 4 GT osiągał prędkość maksymalną 243 km/godz., a do 100 km/godz. rozpędzał się w 6,1 sekundy. Dziś można zamówić takie samo auto: z datą produkcji 2017!
To prawdziwa okazja. Za samochód z rocznika 2017 zapłacimy o połowę mniej niż za takie samo auto, starsze o pół wieku! Żeby jednak ubić interes, trzeba mieć pod ręką prawie siedem milionów złotych, tyle bowiem życzy sobie firma Aston Martin za model DB 4 GT. Będzie z wielką pieczołowitością, metodami rzemieślniczymi zbudowany w warsztatach w Newport Pagnell, w których z użyciem takich samych technologii wyprodukowano w latach 1959-63 siedemdziesiąt pięć egzemplarzy fantastycznie szybkiego na tamte czasy DB 4 GT. Każdy wart jest około 13-14 milionów złotych.
Obecnie Aston Martin zdecydował uzupełnić tę liczbę. Nowe auta będą mieć numery fabryczne od 76 do 100, nie będą to więc repliki, ale oryginały, tyle że o ponad pół wieku późniejsze. Nabywcy odbiorą je do końca roku 2017. Zainteresowanie jest podobno ogromne.
***
Marka Aston Martin ma wyjątkowo bogatą i skomplikowaną historię, której początki sięgają lat poprzedzających I wojnę światową. Pierwszy jej samochód był kombinacją czterocylindrowego silnika Coventry-Simplex i podwozia Isotta-Fraschini z roku 1908. Produkcji nie uruchomiono, bo założyciele firmy, Lionel Martin i Robert Bamford, poszli walczyć za króla i ojczyznę. Odrodzoną markę uratował w 1920 roku sporym zastrzykiem finansowym hrabia Louis Zborowski, mieszkający w Anglii syn polskiego szlachcica i Amerykanki, bogaty miłośnik sportu samochodowego; to pierwszy z dwóch Polaków, którzy odegrali ważną rolę w dziejach Astona Martina. Do 1924 roku firma wyprodukowała 55 szybkich sportowych samochodów i zbankrutowała.
Nowi właściciele, Bill Renwick i Bert Bertelli, zbudowali w latach 1926-37 kilka typów aut sportowych i wyścigowych, które odniosły sporo sukcesów zarówno na torach brytyjskich, jak w sławnych wyścigach Mille Miglia i 24 Heures Le Mans. Kolejny nawrót kłopotów finansowych pod koniec lat 30. spowodował wycofanie się Astona Martina ze sportu. W ofercie pozostały tylko luksusowe limuzyny i kabriolety. Odmiana losów nadeszła w roku 1947, gdy firmę kupił właściciel fabryki traktorów David Brown. To za jego czasów nowe sportowe modele zaczęto oznaczać literami DB, które rychło stały się synonimem jakości, luksusu i dynamiki.
Drugim z Polaków zasłużonych dla Astona Martina był inżynier Tadeusz Marek, krakus, absolwent znakomitego Uniwersytetu Technicznego w Berlinie, zapalony motocyklista i kierowca rajdowy. W biurze konstrukcyjnym PZInż. w Warszawie był zatrudniony w dziale motocyklowym. Pracował nad motocyklami CWS M 111 i Sokół 1000, a potem pod kierunkiem słynnego Tadeusza Rudawskiego zbudował silnik Sokoła 600 RT.
Po wielu wojennych przygodach godnych scenariusza filmowego nie wrócił do rządzonej przez komunistów Polski. W Anglii był jednym z projektantów czołgu Centurion, potem zbudował sześciocylindrowy silnik dla Austina. W 1953 roku znalazł zatrudnienie u Davida Browna. Jego pierwszym zadaniem było ulepszenie trzylitrowego silnika, który trafił pod maskę modelu DB 2/4. Potem szef firmy powierzył mu prace nad całkowicie nową jednostką napędową. Miała sześć cylindrów, pojemność 3,7 litra, blok i głowicę z aluminium oraz dwa wałki rozrządu i dwa gaźniki. Napędzany nią DB 4 przyspieszał do setki w 9,5 sekundy i osiągał prędkość 224 km/godz. Przeszło pół wieku temu!
***
Stosowną oprawę dla silnika inżyniera Tadeusza Marka stanowiło nadwozie, zaprojektowane przez Carrozzeria Touring, piękne, dynamiczne, opływowe. Kryła się pod nią spécialité de la maison mediolańskiej firmy: lekka i sztywna struktura z rurek i blach zwana Superleggera, wzorowana pod względem technologicznym na konstrukcjach lotniczych. Aston Martin kupił na nią od Włochów licencję. Auto prowadziło się jak na tamte czasy fenomenalnie dzięki niezależnemu zawieszeniu kół przedniej osi na podwójnych wahaczach poprzecznych i tylnej osi prowadzonej tzw. prostowodem Watta. Miało też skuteczne hamulce tarczowe przy wszystkich czterech kołach. DB 4 zadebiutował w roku 1958 i z miejsca stał się obiektem pożądania zamożnych amatorów szybkiej jazdy.
Zaś dla tych, którzy mieli jeszcze wyższe wymagania, przygotowano wkrótce wersję jeszcze szybszą, mocniejszą i lżejszą. Nosiła oznaczenie DB 4 GT. W jej silniku zastosowano aż trzy dwugardzielowe gaźniki Webera i po dwie świece zapłonowe na cylinder, zwiększono też stopień sprężania. Moc wzrosła do 302 KM, prędkość maksymalna do 243 km/godz. a czas rozpędzania auta do 100 km/godz. skrócił się do 6,1 sekundy. Ale to jeszcze nie było wszystko. Spośród siedemdziesięciu pięciu Astonów Martinów DB 4 GT sześć wykonano w odmianie wyścigowej zwanej Littleweight, ze skróconym rozstawem osi i skromniejszym wyposażeniem.
Na tej właśnie ostatniej wersji będzie wzorowane dwadzieścia pięć współczesnych Astonów Martinów DB 4 GT, które - jak wyjaśnia firma - staną się o włos lżejsze, krótsze i łatwiejsze w prowadzeniu od aut z lat 60. I tak jak ówczesna odmiana Littleweight będą jeździć wyłącznie po torze wyścigowym. Pomysł marketingowców Astona Martina jest sprytny: każdy z nabywców stanie się automatycznie członkiem specjalnego programu zaplanowanego na dwa lata i obejmującego udział w serii wyścigów rozgrywanych na torach świata, od Abu Zabi i Dalekiego Wschodu do Europy i Ameryki Północnej; materiały prasowe o tym nie wspominają, ale można się domyślać, że wyścigi Astonów Martinów będą towarzyszyć imprezom najwyższej rangi - może mistrzostwom świata Formuły 1? Producent zapewnia też indywidualne szkolenia w jeździe wyścigowej pod kierunkiem instruktorów, wśród których mają być nawet zwycięzcy 24 Heures Le Mans. Dla właścicieli DB 4 GT będą one bezpłatne, dla innych - niedostępne za żadne pieniądze.
Żałuję, że nie mam pod ręką wolnych siedmiu milionów, bo chętnie bym pojeździł pięknym i szybkim samochodem po słynnych torach. Mogę za to pozwolić sobie na refleksję: czy to nie dziwne, że samochód, który od pół wieku uchodzi za kwintesencję brytyjskiego stylu i brytyjskiej perfekcji technicznej, jest w istocie dziełem polsko-włoskim?