Jeszcze przed końcem 2020 roku Lech Poznań oficjalnie poinformował, że kończy pracę na dwa etaty przez trenera Rafała Ulatowskiego, który w pełni skupił się na zarządzaniu akademią Kolejorza, a trenowanie zespołu rezerw powierzono 31-letniemu Arturowi Węsce. Ten szkoleniowiec nie miał nigdy wcześniej kontaktu z Kolejorzem i ta decyzja wzbudziła wiele kontrowersji, ponieważ przed niedoświadczonym trenerem stoi poważne zadanie – utrzymanie Lecha II w drugiej lidze. W długiej rozmowie z trenerem Węską przed jego debiutem w sobotę o godz. 13.00 we Wronkach ze Stalą Rzeszów wyjaśniamy kulisy zatrudnienia trenera w Lechu – skąd się wziął i jak wygląda jego kontrakt. Jakim jest trenerem oraz jakie ma spojrzenie na Kolejorza.
Na sam początek muszę zapytać, skąd pan się tu wziął? Jak pan trafił do Lecha Poznań? Jaka jest tego historia?
Historia mojego zatrudnienia jest podobna, jak każdego innego trenera. Dostałem telefon od władz akademii i dyrektora klubu. Umówiliśmy się na spotkanie i porozmawialiśmy. Akademia przedstawiła mi projekt, w którym mógłbym brać udział. Ja zaprezentowałem siebie jako osobę i trenera, a władze uznały, że to mi zostaną powierzone do prowadzenia rezerwy Lecha Poznań.
Kiedy był pierwszy kontakt z panem? To było jeszcze wtedy, kiedy był pan trenerem Znicza czy później? Wydaje się, że to wszystko wydarzyło się dość szybko.
Luźne rozmowy były prowadzone już wcześniej, ale w porozumieniu z moim byłym klubem było tylko zapytanie telefonicznie, jaka jest moja sytuacja, mój kontrakt oraz moja przyszłość. Spotkanie z władzami Akademii odbyło się już po zakończeniu rozgrywek w 2020 roku.
Czyli to Lech się do pana zgłosił, a nie wyszło to w żaden sposób od pana, że chce pan pracować w drużynie rezerw?
Nie, absolutnie. Miałem ważny kontrakt w Zniczu Pruszków. Byłem jednym z kandydatów na to stanowisko i pan dobrze wie, że byli też inni w orbicie zainteresowań akademii. Rozmowy były prowadzone z innymi trenerami.
I były to dużo większe nazwiska na rynku, niż pańskie.
Oczywiście, ale trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego ci kandydaci nie chcieli bądź nie spełnili oczekiwań? Dostałem szansę i absolutnie nikt mi nic nie obiecywał. Wiedziałem, że jestem jednym z kandydatów. Było sporo rozmów, żeby lepiej się poznać - mój punkt widzenia na drużynę oraz Akademię Lecha, czy cały klub i jego obszary działania. Zostały mi przedstawione pewne założenia i cele, jak to ma wszystko wyglądać. To były bardzo konstruktywne rozmowy z osobami, które są kilka lat w piłce nożnej i są świadome tego, jakie to miejsce i jakie zadania zostaną postawione przed nowym trenerem. Wszystko odbywało się na poziomie rozmowy i byłem świadomy, że jestem jednym z kandydatów. Absolutnie nie nastawiałem się na to, że już mam tę pracę. Miałem też swoją misję w Zniczu.
Jednak kiedy ogłoszono pana zatrudnienie, to trudno było wyzbyć się przekonania, że głównym orędownikiem i spoiwem pana zatrudnienia w rezerwach jest Dariusz Żuraw, któremu asystował pan za czasów jego pracy w Zniczu Pruszków. Rozumiem, że pan temu zaprzecza?
Warto się do tego odnieść i podkreślę to mocno, że absolutnie nie można łączyć zatrudnienia mnie z trenerem Żurawia. Jest szkoleniowcem pierwszego zespołu i sam mówił na jednej z konferencji, że nie miał nic wspólnego z moim zatrudnieniem. Pracowaliśmy i znaliśmy się wcześniej, ale trener Żuraw dopiero na samym końcu został zapytany o zdanie na temat mojej osoby. To jest logiczne, chyba sam pan przyzna?
Przyznam.
Tak to się odbywa. Świat piłki nożnej jest mały, wy też jako dziennikarze dzwonicie i pytacie o mnie w różnych źródłach. To jest normalna rzecz. To nie od trenera Żurawia najpierw dostałem telefon i to nie on stoi za moim zatrudnieniem. Też nie on polecał mnie władzom akademii, bo kandydatów było kilku. Akademia sondowała rynek, ale proszę też pamiętać, że liga trwa. Trenerzy pracują w swoich klubach i takie rzeczy też trzeba robić po cichu, bo to potem ma to wpływ na pracę kogoś innego.
Zobacz też: Lech Poznań ma nowego trenera rezerw. To 31-letni Artur Węska, ale taki wybór budzi kontrowersje
Pana zatrudnienie było niedługo po tym, jak Dariusz Żuraw dostał nowy kontrakt i dużą władzę, jeśli chodzi o sprawy sportowe w Lechu. Akademia ma współpracować z pierwszym zespołem, więc można było pomyśleć, że trener chce mieć „swojego człowieka” w rezerwach. To jest dla mnie logiczne.
Oczywiście, rozumiem państwa głosy, które zastanawiały się, jak do tego doszło i na czym polegało moje zatrudnienie. Tylko tez proszę pamiętać, że rezerwy podlegają pod Akademię Lecha Poznań. To jest w pewien sposób osobny twór, który ma swoje władze i dyrektora ds. spraw szkolenia itd. Pierwszy zespół jest oddzielny i ma swoje osoby decyzyjne. Rozmawiałem z ludźmi odpowiedzialnymi na poziomie akademii. Nie ukrywam, że trener Żuraw zadzwonił do mnie i pogratulował nowego wyzwania. Ucieszył się, bo po prostu dobrze wspomina naszą współpracę. Jestem też człowiekiem otwartym i kontaktowym. Klub szukał osoby, która będzie łącznikiem między rezerwami a pierwszym zespołem. Wcześniej też tak było, jak funkcje trenera rezerw łączył Rafał Ulatowski. To świetny fachowiec, który miał kapitalny kontakt z trenerem Żurawiem, bo znają się wiele lat. Powinniście państwo pokazać to jako plus…
Okej, ale jest przecież trener Karol Bartkowiak, który został zesłany przed rozpoczęciem sezonu z powrotem do rezerw właśnie po to, aby także być tym łącznikiem. Chodzi mi o to, że nie jest pan trenerem stąd. Akademia Lecha Poznań zawsze mówiła, że bardzo ważny jest model jej funkcjonowania, znajomość struktur, a tu nagle wskakuje, z całym szacunkiem, 31-letni trener, którego nie zna jeszcze nikt w Wielkopolsce i sam pan przyzna, że nie miał prawa pan na początku za dużo wiedzieć na jej temat. Stąd były też nasze wątpliwości.
Jeśli chodzi o trenera Bartkowiaka, który jest teraz moim asystentem i mamy świetny kontakt. Proszę też pamiętać, że praca w drugiej lidze wymaga od szkoleniowca licencji UEFA Pro.
Tak, albo przynajmniej bycia w trakcie kursu jak pan.
Niedawno to zostało zmienione i takie osoby mają już możliwość podjęcia pracy na szczeblu centralnym. W maju zeszłego roku dostałem się na kurs i dzięki temu na tym skorzystałem, bo mogłem podjąć samodzielną pracę w Zniczu Pruszków. W żaden sposób nie neguje pozycji trenera Bartkowiaka, bo to świetny trener i zgadza się, że jest spoiwem pierwszego zespołu z rezerwami, czego nie neguję, ale też trzeba pamiętać o panujących przepisach. Decyzje klubu były takie i proszę mnie dobrze zrozumieć. Jestem trenerem i jestem osobą z zewnątrz, ale to ja dostałem propozycję i dla mnie też jest do świetna oferta, a przede wszystkim duża szansa oraz wyzwanie, którego się podejmuję. Nie patrzę też na to, że jestem młody czy stary. Odbyliśmy wiele rozmów i zostałem wybrany na to stanowisko, więc myślę, że ze strony władz jest zaufanie do mojej osoby.
No to odniosę się do tej kwestii: „młody”. Jak układa się panu współpraca ze starszyzną w drużynie, czyli Grzegorzem Wojtkowiakiem, Łukaszem Radlińskim, Arturem Marciniakiem czy Siegiejem Kriwcem. Oni wszyscy są od pana starsi i dużo bardziej doświadczeni.
Oczywiście, ale proszę pamiętać: dzisiaj piłka się zmienia i zmienia się też spojrzenie szkoły trenerów na szkoleniowców. Można spojrzeć, że w II lidze jest teraz wielu młodych trenerów w Wigrach, Stali czy Zniczu Pruszków. To jest liga, która daje możliwości i kluby też się na to otwierają, a my, młodzi trenerzy, możemy się z tego tylko cieszyć. Kiedy dostałem się za drugim razem na kurs UEFA Pro, to 80 proc. trenerów było z tzw. młodszej generacji. Nie chcę, aby to wyglądało, że bronię siebie, ale nie można negować kogoś za to, że jest młody.
Pełna zgoda, sam się z tym zgadzam, ale zastanawiam się, czy to nie będzie dla pana problem we współpracy ze wspomnianą grupą zawodników, którzy mogą to postrzegać inaczej?
Uważam, że ci zawodnicy są na tyle świadomi, że to rozumieją. Ja działam na tym poziomie już sześciu lat, bo wcześniej pracowałem w Zniczu, Pogoni Siedlce czy Radomiaku. Oczywiście jako asystent, ale rozpoczynałem przygodę trenerską w wieku 25 lat. Też było sporo głosów, że jestem młody, ale czasami praca z takimi zawodnikami, wygląda dużo lepiej, niż z młodszymi.
Rezerwy Lecha są tak skonstruowane, że mamy świadomość, po co są ci starsi zawodnicy i oni też są tego świadomi. To ludzie, którzy pograli już nawet na poziomie reprezentacji. Grzegorz Wojtkowiak ma niesamowity szacunek do sztabu trenerskiego, a przecież jest to zawodnik, który współpracował z dużo lepszymi trenerami jak ja. Zresztą sam Grzegorz za niedługi czas przejdzie na naszą stronę barykady. Jeśli chodzi o Lecha Poznań, to tutaj nie ma z tym absolutnie żadnego problemu. W innych klubach było gorzej, ale tutaj szatnia wygląda inaczej. Są młodzi zawodnicy, którzy wiedzą, gdzie są i po co tu są, a starsi są po to, żeby im pomagać. Gdzie indziej jest zdecydowanie mniej tych młodzieżowców i można nawet rzec, że nie są pod takim kloszem, jak w Akademii Lecha. Gdzie indziej szatnie mocniej trzymają seniorzy i wtedy to wygląda inaczej. Mam świetny kontakt z piłkarzami, których prowadziłem wcześniej i nigdy nie miałem problemu z żadnym zawodnikiem. Sam jestem trenerem, który „liznął” szatnie i widział duży klub, bo byłem w Zagłębiu Lubin i współpracowałem m.in. z trenerem Ulatowskim. To są problemy, które znam i doświadczyłem jako piłkarz. To też miało pewne znaczenie w dobrze mojej osoby na stanowisko.
Jak na tak młody wiek, to trochę pan już widział jako trener.
Też nie są to nie wiadomo jakie doświadczenia, ale na tyle młodo skończyłem grać w piłkę, że pozwoliło mi to przenieść na pracę trenerską.
Dlaczego tak szybko pan skończył granie?
Grając już w Zagłębiu czy potem na poziomie drugiej ligi zawsze chciałem być trenerem. Czułem to. Studiowałem też na AWF we Wrocławiu. Widziałem, jak zorganizowane jest Zagłębie. Jak dba o zawodników, jak szkoli akademia i funkcjonuje pierwszy zespół w połączeniu ze strukturami. Wtedy to był złoty czas Zagłębia i fajnie to wyglądało. Zakochałem się w tym i szedłem w tym kierunku. Podpatrywałem trenerów, zapisywałem różne wskazówki czy przebieg zajęć. Można powiedzieć, że od wieku 18-19 lat kierunkowałem się do tej pracy. Potem zdobywałem kolejne doświadczenia i będąc w Motorze, nie chciałem brnąć w drugą stronę. Mieć problemów, że ktoś nie płaci za granie itd. Wtedy po skończeniu studiów stwierdziłem, że chce dostać się na kurs UEFA A i skończyć go, a potem dostać pracę w zawodzie.
Poszło nawet szybko, bo słysząc opinie o tym, jak ciężko się dostać na UEFA Pro, to mogę tego pogratulować.
W szkole trenerów kończyłem dwa kursy – UEFA A i UEFA Elite Youth. Znają mnie tam i mam świetny kontakt m.in. z trenerem Pasieką czy Majewskim. Wiedzą, jakim jestem człowiekiem i trenerem, co na pewno pomogło. Zresztą trenerzy są cały czas oceniani, tak samo zresztą jak dziennikarze czy piłkarze. Myślę, że jesteśmy narażeni i jestem tego świadomy, że będąc w piłce jest duża presja i ciągła ocena twoich dokonań i działań, gdzie może pojawić się krytyka. Tylko żeby odbywało się to na poziomie szacunku, bo to wtedy jest nawet bardzo potrzebne.
Chciałem wrócić do pańskiej poprzedniej pracy. Czy władze Znicza Pruszków chciały pana zatrzymać, czy nie było problemów z odejściem do rezerw? W końcu to bezpośredni rywal w walce o utrzymanie.
Nie było żadnego problemu. Dogadaliśmy się z władzami Znicza i prezes nie robił mi najmniejszych przeszkód. Rozwiązaliśmy kontrakt za porozumieniem stron.
Zobacz też: Łukasz Trałka: Osiemnastka... to już mogę sobie pozwolić na więcej!
W grudniu miał pan bardzo kiepską passę, bo zaliczył pan cztery porażki z rzędu. Może stąd nie było tych przeszkód.
Znicz jest w przebudowie. Podjęli pewne kroki, żeby coś zmienić. Poniekąd także dzięki mojej osobie. To, co miało wydarzyć się wcześniej, wydarzyło się teraz w zimie. Znicz jest teraz inną drużyną i nastąpiłoby to nawet wtedy, kiedy jeszcze bym tam był. Pojawiła się oferta z Lecha i tak się to potoczyło. Trener jest rozliczany z wyniku i absolutnie nie uciekam od tego, co było w Pruszkowie, ale życie toczy się dalej.
Czuję pan dużą presję w związku z postawionym przed pana zadaniem do wykonania w rezerwach? Kadra jest być może najlepsza w historii tej drużyny, bo została solidnie wzmocniona.
Władze wzmocniły zespół jeszcze przed doborem trenera. Ocena rundy jesiennej była jasna i takie kroki zostały podjęte, ale jak najbardziej podpisuje się pod tymi transferami, które stanowią trzon, bo przyszli zawodnicy na bardzo ważne pozycje. Mają oni dać pewną stabilność i wokół nich można obudowywać skład młodszymi zawodnikami, co wpłynie pozytywnie na ich rozwój. My się wzmocniliśmy, ale inni też nie spali i wyciągają wnioski po jesieni...
Ale wie pan, co powiedzą kibice, jak to nie zaskoczy? Że był Rafał Ulatowski, który z dużo gorszą kadrą, potrafił się utrzymać w zeszłym sezonie.
Taka zawsze może być ocena prasy czy redaktorów albo kibiców. To normalna rzecz i jesteśmy na to gotowi. To też jest potrzebne. Jestem absolutnie świadomy tego, w jakiej jesteśmy sytuacji i w jakim momencie wchodzę do zespołu. Natomiast mi zostały postawione pewne cele do zrealizowania i do nich wspólnie ze sztabem będziemy dążyć. Nikt nie zamierza uciekać od odpowiedzialności. Utrzymanie rezerw będzie trudne, ale zrobimy wszystko, żeby to się udało.
Jak skonstruowany jest pana kontrakt? Czy gdyby misja utrzymania rezerw się nie powiodła, to umowa zostanie rozwiązana?
Mam kontrakt na 1,5 roku i nie ma w nim żadnych dodatkowych klauzul.
Czyli premii za utrzymanie tez nie ma?
Nie ma. Nawet nie chciałem jej mieć. To nie jest w mojej etyce. Jestem na tyle ambitny, że nie potrzebuje dodatkowych pieniędzy, żeby mieć dodatkową motywację.
Co pana zdaniem jest obecnie najmocniejszą siłą rezerw Lecha Poznań?
Na pewno mieszanka doświadczenia z młodością, ale też jakość piłkarska. Nie boje się o to, bo mało jest zespołów z taką świadomością ataku pozycyjnego czy posiadania piłki, czyli modelu, który od dłuższego czasu Lech buduje. Myślę, że to będzie miało znaczenie. Jestem tego zdania, że piłka zawsze się obroni. Jesteśmy świadomi tego, jak chcemy grać. Chcemy dominować nad przeciwnikiem. Do tego właśnie jest potrzebne doświadczenie starszych zawodników. W pewnym momencie meczu dadzą sygnał młodszym zawodnikom, wprowadzą odpowiednią arytmię i będą regulować tempo gry. To powinno być naszą siłą. Też mamy wielu młodych chłopców bardzo głodnych gry, którzy są bardzo dobrze przygotowani motorycznie. To też powinno mieć znaczenie na te czekające nas 19 meczów.
Co pan wyniósł z obozu w Turcji?
Zostałem dołączony do sztabu jako trener rezerw, gdzie miałem poznać zasady działań pierwszego zespołu…
Nie było też trenera Dudki, więc był pan tam w pewien sposób na pewno potrzebny.
Tak, natomiast, to się dobrze złożyło, bo mogłem pomóc i byłem potrzebny jako dodatkowy asystent, ale tak, jak wspomniałem – mogłem poznać model pracy pierwszego zespołu, schemat pracy i filozofię gry. To były aspekty, które sztab pierwszego zespołu chce zobaczyć w drużynie rezerw. Aby schodzący do nas zawodnicy, mogli płynnie przechodzić do zadań i założeń w poszczególnych fazach gry. Dla mnie to były wartościowe dwa tygodnie, gdzie także poznałem zawodników, z którymi będę współpracował, ale też tych, którzy będą do nas schodzić. To jest szalenie ważne, żeby jak najszybciej znaleźli ze mną kontakt. Dbamy o każde szczegóły, aby ci schodzący się u nas czuli naturalnie. Świadomość zawodników Lecha jest na dużym poziomie i traktują rezerwy oraz pierwszy zespół jako spójność.
Za co ceni pan trenera Żurawia i czego mógłby się pan od niego nauczyć?
Dla mnie to jest bardzo wartościowy trener, który ma swoją wizję piłki nożnej i chce ją realizować. Pokazał już to w Lechu, który ma dominować, budować atak poprzez posiadanie piłki, a to nie jest łatwe. Myślę, że konsekwencja trenera w tym jest widoczna. Dalej chce to robić i wierzę, że to dalej będzie się udawać. To jest droga, która prowadzi do wyższej piłki i celów, jak awans do Ligi Europy, a dzięki temu rozwijają się też zawodnicy. Zagraniczne kluby też potem patrzą inaczej na Kolejorza. Trener połączył to z akademią oraz z niższymi grupami. Chce zrobić coś więcej, a do tego potrzeba czasu. Oczywiście brakuje kilku elementów, ale to nie jest proces skończony. On ciągle trwa, ale wierzę, że sztab jest na tyle doświadczony i kompetentny, że będzie to dalej rozwijał. Presja w Lechu jest niesamowita, ale wierzmy, że to się uda.
Rozmowa z Łukaszem Trałką:
-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.