Antoni Szymaniuk choć nie żyje, ciągle jest w mieście obecny
Niedawno minęło 27 lat, odkąd nie ma z nami Antoniego Szymaniuka. Dziś pamiętają o nim tylko przyjaciele i koneserzy sztuk plastycznych. A przecież jego dzieła wciąż otaczają i cieszą białostoczan. Duch artysty patrzy na nich m.in. oczami mądrej sowy - jednej z wielu mozaik umieszczonych na elewacji budynku przy ulicy Sienkiewicza 24.
Wielu z nas, zapatrzonych w smartfony, nie zauważa już wyjątkowych elewacji zdobiących niektóre białostockie budynki, ale ciągle jeszcze jadąc aleją Piłsudskiego w stronę Sienkiewicza na blokach po prawej stronie możemy oglądać stylowe sgraffita reklamujące odzież z tak zwanego handlu uspołecznionego. Nie są reliktami PRL-u - bronią się ponadczasowym artyzmem. Co ciekawe, ich twórca właśnie w jednym z tych bloków miał swoją pracownię. Z góry mógł patrzeć na rozwijający się Białystok, tworzyć obrazy, akwarele, projektować mozaiki czy wyjątkowe plakaty.
- Pracownia ojca była przy alei Piłsudskiego (wcześniej to była aleja 1 Maja) w bloku nr 32 pod nr 12 na samej górze - wspomina Cezary Szymaniuk, białostocki muzealnik, a prywatnie syn Antoniego Szymaniuka. - Okna pracowni wychodziły właśnie na aleję. Składała się z niewielkiego korytarza, łazienki, aneksu kuchennego, przestronnego pomieszczenia do pracy z oknami na całej ścianie i sypialni. W zasadzie była jak duże, na ówczesne standardy, mieszkanie.
Ozdobił ul. Długą w Gdańsku
Antoni Szymaniuk to rodowity białostoczanin. Przyszły artysta urodził się 20 lutego 1921 r. w Białymstoku w rodzinie robotniczej. Był najstarszym dzieckiem (z pięciorga rodzeństwa) Kazimierza i Anny z domu Łucejko.
Lata dzieciństwa i młodość spędził w rodzinnym domu przy ul. Zwierzynieckiej. Po ukończeniu szkoły powszechnej, rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego. Kolejnym etapem edukacji było Liceum im. Zygmunta Augusta. Nauczycielem rysunku był wtedy znany białostocki malarz Józef Zimmerman. To on pierwszy dostrzegł talent u swego ucznia i zachęcił do dalszego rozwoju. Niestety, wybuch II wojny światowej przerwał dalszy okres nauki. Lata okupacji młody Antoni spędził w Białymstoku pracując w fabryce galanteryjnej przy Fabrycznej 20 jako robotnik. W wolnych chwilach tworzył. Wtedy też powstały pierwsze jego prace.
5 września 1944 r. został powołany do wojska, do 4 Zapasowego Pułku Piechoty w Białymstoku i przydzielony do Plutonu Artystycznego. Został kierownikiem pracowni propagandowo - dekoracyjnej. Zadaniem zespołu było wygłaszanie referatów okolicznościowych i organizowanie występów artystycznych dla ludności. W Plutonie Artystycznym służył także Emil Karewicz - późniejszy, znany aktor, z którym Szymaniuk pozostał w długoletniej przyjaźni.
14 maja 1945 r. Pluton Artystyczny wraz z całym pułkiem został skierowany do Gdańska i włączony do 16 Kaszubskiej Dywizji Piechoty. Zespół dawał koncerty dla miejscowej ludności, w szpitalach wojskowych i stoczniach. Witał pierwsze polskie okręty zwrócone przez aliantów oraz jednostki wojska polskiego powracające z Zachodu. Pluton stał się zalążkiem późniejszego Zespołu Pieśni i Tańca Marynarki Wojennej. Szymaniuk został zdemobilizowany 24 września 1946 r. w stopniu plutonowego, ale pozostał na Pomorzu.
Rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku z siedzibą w Sopocie w pracowni prof. Artura Nacht-Samborskiego. W 1951 r. uzyskał dyplom w dziedzinie malarstwa i grafiki użytkowej. W tym samym roku debiutował na Ogólnopolskiej Wystawie Plastyki w Muzeum Narodowym w Warszawie. Pierwsze jego prace monumentalne powstały w Gdańsku, kiedy to profesorowie i absolwenci włączyli się w odbudowę gdańskiej starówki. Szymaniuk był współtwórcą projektów i realizacji malarstwa ściennego siedmiu zabytkowych kamienic przy ul. Długiej. Działania te zostały docenione przez zespół architektów - projektantów Pracowni Starego Miasta w Gdańsku. W „Głosie Wybrzeża” ukazał się artykuł pochlebnie wyrażający się o młodym artyście: „Uznajemy wartości malarstwa dekoracyjnego, wzbogacającego architekturę, jak np. prace zespołu prof. Wnukowej oraz plastyków: A. Szymaniuka (...)”. Za namową Lucjana Motyki, późniejszego ministra MKiS, w 1952 i 1953 roku namalował cykl akwarel ukazujących widoki podnoszącego się ze zniszczeń wojennych Gdańska.
Jako specjalista od grafiki użytkowej projektował i realizował oprawę plastyczną różnego rodzaju ekspozycji, wnętrz kin, restauracji, kawiarni, domów kultury na terenie Pomorza i Warmii, m.in. w Pucku w sali posiedzeń PPRN „Puck - pierwszy port wojenny Rzeczypospolitej” (1958) itp. (np. fresk „Kopernik nadaje ziemie chłopom” - WRN Olsztyn (ob. Urząd Wojewódzki) (1954). W okresie socrealizmu powstały także prace malarskie ukazujące realia życia codziennego w powojennej Polsce m.in.: „W drodze do szkoły” (wł. Muzeum Podlaskie w Białymstoku), „Młócka” (wł. Muzeum Etnograficzne w Krakowie), „Odbudowa ul. Długiej w Gdańsku” (wł. Muzeum Narodowe w Gdańsku).
Po latach Antoni Szymaniuk nie wracał wspomnieniami do tamtych lat, przynajmniej w kontaktach z synem.
- W zasadzie ojciec nie rozmawiał ze mną na temat swojej twórczości - przyznaje Cezary Szymaniuk. - Nie mówił dlaczego maluje tak, a nie inaczej. Może dlatego, że dzieliła nas duża różnica wieku i myślał, że niewiele z tego zrozumiem. Kiedy się urodziłem, ojciec miał 48 lat, a w chwili jego śmierci ja miałem niecałe 25 lat. Prace socrealistyczne ojca powstały więc, kiedy nie było mnie jeszcze na świecie (urodziłem się w 1969 r.). Chyba nie było ich zbyt wiele. Takie „do bólu socrealistyczne”, jakie kojarzę, to: „Dzierżyński w Białymstoku” i „Do szkoły” (oba obrazy znajdują się w naszym Muzeum Historycznym). Wydźwięk socrealistyczny może też mieć część plakatów projektowana do wystaw dla Muzeum Ruchu Rewolucyjnego i Muzeum Wojska. np. „ 50-ta rocznica wybuchu Rewolucji Październikowej”. Cóż, takie były czasy. Mecenasem i zleceniodawcą dla artystów było państwo i to ono podawało temat.
... i pół Białegostoku
Na stałe Antoni Szymaniuk wrócił do Białegostoku w 1958 roku i od tamtej pory odciskał swoją twórczością wyraźne piętno na życiu miasta. Współuczestniczył w organizowaniu i aranżowaniu wielu wystaw, opracowując foldery, informatory i katalogi oraz plakaty. Pozostawił też trwałe ślady na elewacjach budynków i w ich wnętrzach.
- Już jako chłopak wiedziałem, gdzie w mieście są dzieła mojego ojca - przyznaje Cezary Szymaniuk. - Rodzice musieli mi je pokazać przy jakiejś okazji. Większość znajdowała się w centrum Białegostoku. Prawie codziennie, idąc z mieszkania przy Piłsudskiego (wcześniej alei 1-go Maja) do pracowni, która znajdowała się na tej samej ulicy, dochodziło się do bloków, gdzie na wykuszach klatek schodowych były sgraffita z postaciami ubranymi w różne stroje (wykonane na zlecenie WPTO - Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Tekstylno-Odzieżowego). W jednym z tych bloków była pracownia. Zaraz obok jest skrzyżowanie Alei z Sienkiewicza i wielki, narożny budynek ozdobiony figurami geometrycznymi to wspólne dzieło ojca i Jerzego Łabanowskiego. Powstało około 1975 r, więc miałem wtedy jakieś 6 lat.
Z powstawaniem tego wielkopowierzchniowego dzieła wiąże się zabawna anegdota: - Ojciec wspominał, że razem z mamą przynosiłem dla niego wałówkę - zdradza Cezary Szymaniuk. - Nie chciało mu się schodzić z rusztowania, więc menażki z jedzeniem wciągał na sznurku - wspomina z uśmiechem syn artysty. - Obok, na elewacji kamienicy przy ul. Sienkiewicza 24, powstała zaś mozaika z sowami - moja ulubiona. Wcześniej na rogu alei i obecnej ulicy Pałacowej (do 1990 r. Marchlewskiego) był sklep Z.U.R.T. Jako licealista często tam zaglądałem. Wiedziałem, że ta mozaika przy wejściu to również dzieło ojca. Niestety, kiedy zwiększano powierzchnię sklepu, 3/4 mozaiki zastąpiła ściana. Szkoda. Mozaikę w holu Urzędu Wojewódzkiego widziałem tylko kilka razy w życiu. Niestety, już jej nie ma. Teraz żałuję, że nie zrobiłem zdjęć, ale kto przypuszczał.
Chodzi o zajmującą całą ścianę mozaikę z herbem Białegostoku.
- Ojciec był z niej bardzo dumny - podkreśla syn artysty. - Niestety, podczas ostatniego remontu została zasłonięta. Teraz w tym miejscu mamy jednolitą ścianę. Nie wiem, kto podjął taką decyzję. Czy teraz jest ładniej? Wątpię.
Natomiast w holu Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie do dziś możemy podziwiać okazały fresk „Kopernik nadaje ziemię chłopom”. Wykonał go Antoni Szymaniuk wraz z dwoma tamtejszymi artystami w 1954 roku.
- Przez kilka lat również ta praca była zakryta, ale w 2017 roku władze urzędu doszły szczęśliwie do wniosku, że hol, bądź co bądź miejsce reprezentacyjne, będzie wyglądał o wiele efektowniej z kolorowym freskiem niż z pospolitą jednolitą ścianą - dodaje syn białostockiego artysty. - Może i włodarze naszego Urzędu Wojewódzkiego dojdą do podobnych refleksji ?
Również z krajobrazu miasta znikło kilka prac Antoniego Szymaniuka, m.in. niezwykłe mozaiki, które zdobiły wnętrza sklepów tzw. Centrali Rybnej przy Rynku Kościuszki i Malmeda.
- Nie pasowały do wystroju wnętrza, nie podobały się, więc zniknęły - mówi ze smutkiem syn. - Mam nadzieję, że nie zostały skute, tylko przysłonięte ścianką i nowy właściciel doceni ich urodę.
Podobnie stało się ze sgraffitami na wykuszach bloków nr 32 i 36 przy alei Piłsudskiego. Zgodę na zakrycie tych prac styropianem wydała ówczesna zastępczyni wojewódzkiego konserwatora zabytków Zofia Cybulko.
- Przykro mi to mówić, ale ani mieszkańcy obu bloków, ani zarząd wspólnoty mieszkaniowej nie byli zainteresowani zachowaniem sgraffitów - mówi z bólem Cezary Szymaniuk. - Ludzie chcieli mieć ciepło. Na nic zdały się moje prośby i pisma. Niby wszystko było zgodnie z prawem, bo obiekty nie podlegały ochronie konserwatorskiej. Na szczęście po licznych protestach mieszkańców Białegostoku i artykułach prasowych Andrzeja Kłopotowskiego, Wojewódzki Konserwator Zabytków zdecydował się w trybie pilnym wpisać większość zachowanych realizacji z ul. Piłsudskiego, Sienkiewicza i Rynku Kościuszki w rejestr zabytków, aby nie spotkał ich podobny los. Cieszy mnie ta decyzja, choć żal po tych pracach, których nie udało się uratować, zostanie na zawsze. Wdzięczy jestem zarządowi wspólnoty mieszkaniowej z bloku nr 30 przy Piłsudskiego, który postarał się o dofinansowanie na konserwację sgraffitów ojca na ich budynku. Dwa już zostały odnowione. Wyglądają wspaniale! Świetną robotę wykonał tu Krzysztof Stawecki. Jeżeli miejski i wojewódzki konserwator zabytków zgodzą się przekazać odpowiednią dotację, ostatnie - trzecie sgraffito również zostanie przywrócone do dawnej świetności.
Okazuje się jednak, że są w Białymstoku ludzie, którzy doceniają wyjątkowość elewacji zdobionych przez Antoniego Szymaniuka. Chodzi o wspomniane już sowy na froncie kamienicy przy Sienkiewicza 24. Z ich powstaniem wiąże się też niezwykła anegdota.
-Kamyki, które są wykorzystane przy tej mozaice, ojciec przywoził pociągiem z wojaży nad Morze Śródziemne - zdradza syn. - Zawsze zabierał ze sobą dwie walizki. W drodze powrotnej w jednej wiózł rzeczy osobiste, w drugiej - materiał do mozaiki. Za każdym razem budził zdziwienie i podejrzliwość celników, bo kto normalny taszczy kamienie z drugiego końca Europy? Cieszę się, że ta mozaika się zachowała. Mogłem ją pokazać swoim synom. Mam nadzieję, że pokażę i wnukom. Niedawno skontaktował się ze mną właściciel kamienicy. Chce odnowić całą fasadę i odpowiednio podświetlić mozaikę, aby wyróżniała się spośród innych elewacji. Trzymam kciuki, żeby się udało.
Nie można też zapomnieć, że Antoni Szymaniuk był wszechstronnym plastykiem. Malował obrazy olejne, akwarele. Fascynowała go natura i to ona była głównym motywem prac sztalugowych. Nawet wtedy, gdy ukazywał zabytki architektury, zawsze otaczał je bujną roślinnością. Kochał las, stąd tak chętnie brał udział w białowieskich plenerach, gdzie malował puszczański świat: drzewa, mokradła oraz jego skrzydlatych mieszkańców (sowy, ćmy, bataliony, motyle). Pozornie wierny realizmowi, otaczającą go przyrodę ukazywał w subiektywnym postrzeganiu. Stosując skróty myślowe, różnicując fakturę, widzianą rzeczywistość przetwarzał przez indywidualną wyobraźnię. Nie brak było także spokojnych, nastrojowych pejzaży. Przenoszone na płótno puszczańskie lasy, rzeczki, łąki, polne drogi, zabytki architektury przedstawiał w różnych porach roku i dnia.
- Na odbywające się roku plenery malarskie w Białowieży jeździłem do ojca bardzo często - przyznaje Cezary Szymaniuk. - Praktycznie od początku lat 80. bywałem na wszystkich, w których uczestniczył. Plenery odbywały się jesienią i trwały około miesiąca. Jeździłem do ojca we wszystkie weekendy. W każdy piątek po szkole wsiadałem do pociągu i jechałem do Białowieży. Wtedy jeszcze docierała tam kolej. Pamiętam, jak pociąg zatrzymywał się na stacji Białowieża Towarowa przy drewnianym budynku dworca zbudowanego dla cara Mikołaja II. Wysiadało się na końcowej stacji - Białowieża Pałacowa. Stamtąd było już niedaleko do hotelu „Iwa”, gdzie zakwaterowani byli uczestnicy pleneru. Każdy miał do dyspozycji oddzielny pokój, więc z noclegami nie było problemu.
Ale puszczę rodzina Szymaniuków odwiedzała nie tylko podczas plenerów. Zafascynowany naturą artysta regularnie wracał na łono natury.
- Ojciec bardzo lubił jeździć do lasu - przyznaje Cezary Szymaniuk. - Mógł po nim chodzić godzinami. Zresztą pozostała część rodziny, łącznie z psem Apisem, też. Praktycznie w każdą niedzielę, chyba że był siarczysty mróz lub padał deszcz, cała rodzina wsiadała do poczciwego trabanta i jechaliśmy do lasu za Katrynką lub za Hryniewiczami. To były nasze ulubione miejsca.
Antoni Szymaniuk często wyjeżdżał też w tak zwane podróże studyjne po Polsce i świecie. Odwiedził między innymi: Węgry, Rumunię, Albanię, Azję centralną, Egipt, Libię, Tunezję, Maltę, Turcję, Grecję, Włochy, Austrię, Niemcy, Jugosławię, czy Bułgarię. Spotkania z tamtejszą przyrodą utrwalił w swojej twórczości. Powstały akwarele (około 200) - artystyczne pamiętniki z podróży, zgrupowane w cykle tematyczne poświęcone danej miejscowości, regionowi czy państwu.: „Albania” 1957, „Bułgaria” 1957, „Karkonosze” 1976, „Wrocław” 1976-77, „Lidzbark Warmiński” 1976-77, „Jesień Warmińska” 1978, „Jura Krakowsko - Częstochowska” 1979, „Oleśnica” 1976-81, „Białowieża” 1978-87, „Czarnogóra” 1980 „Kazimierz nad Wisłą” 1982, „Morze” 1986-91.
- Ojciec zabierał ze sobą składane krzesełko, takie jakich używają wędkarze, farby i teczkę z papierem akwarelowym - wspomina Cezary Szymaniuk. Lubiłem mu towarzyszyć i nigdy się w jego towarzystwie nie nudziłem. Nieraz chodziliśmy parę godzin, nim ojciec znalazł interesujący go motyw. Rozkładał krzesełko i przystępował do pracy. Byłem świadkiem jak papier zapełnia się barwnymi plamami. Prace sztalugowe powstawały w pracowni, a w przypadku tych białowieskich - w zaciszu hotelowego pokoju. Wtedy ojciec wolał być sam i trzeba było to uszanować. Pozostawał mi widok efektu końcowego.
Antoni Szymaniuk nie był też osobą szczególnie wylewną. Tak przynajmniej zapamiętał go Andrzej Lechowski, wieloletni dyrektor Muzeum Podlaskiego, wcześniej pracownik Muzeum Okręgowego.
- To nie był wylewny człowiek, ale z dużym arsenałem ciepła i życzliwości, które wręcz od niego emanowały - wspomina z uśmiechem Andrzej Lechowski. - Był bardzo dobrym plakacistą. Bardzo blisko współpracował z ówczesnym Muzeum Okręgowym, jak również z Muzeum Wojska. W annałach obydwu muzeów zostały jego plakaty. To były dobre lata nie tylko dla polskiej, ale i białostockiej szkoły plakatu. To była sztuka graficzna, metafora, ciekawe liternictwo. Antoni Szymaniuk nam to projektował.
Szymaniuk uczestniczył przy tworzeniu licznych wystaw, ale też zwyczajnie lubił chyba atmosferę muzeum.
- Często zachodził też do muzeum w trakcie dnia, dowiedzieć się po prostu co słychać. Anegdotyczne jest to, że małomówny Szymaniuk przychodził na pogaduszki - śmieje się Lechowski.
Takim zapamiętał zmarłego 19 stycznia 1994 roku artystę. A jak wspomina go syn?
- Choć z ojcem byłem bardzo związany, rozmów na metafizyczne tematy raczej nie pamiętam - przyznaje Cezary. - Może mówił niewiele, ale wpływał na mnie swoją osobowością. To, jakim jestem człowiekiem i czym się interesuję, zawdzięczam właśnie jemu. Mam po nim zamiłowanie do podróżowania, zwiedzania zabytków i muzeów, podziwianie piękna przyrody. Tak jak ojciec mogę godzinami chodzić po lesie i brzegiem morza - zwłaszcza w ukochanym przez nas Sopocie. Niestety, talentu malarskiego po ojcu nie odziedziczyłem, ale moje zainteresowanie sztuką to jego zasługa.
Będzie wystawa
W stulecie urodzin Antoniego Szymaniuka Muzeum Podlaskie w Białymstoku przygotowuje wystawę, której celem będzie przypomnienie publiczności bogatego dorobku twórczego artysty. Prace będą pochodziły ze zbiorów muzealnych i oraz rodziny. Na wystawie organizatorzy chcieliby umieścić również prace artysty pochodzące z kolekcji prywatnych. Tak więc osoby, które posiadają prace Antoniego Szymaniuka - obrazy olejne bądź akwarele - i zgodziłyby się wypożyczyć je na wystawę, Muzeum Podlaskie prosi o kontakt osobisty, mailowy bądź telefoniczny z Działem Sztuki Muzeum Podlaskiego mieszczącym się w białostockim Ratuszu.
Otwarcie wystawy planowane jest na 15 maja w Noc Muzeów.