Ania, taka drobna, eteryczna. Ale odwagi jej nie brakowało. Za Ojczyznę życie oddała...
Spójrzcie Państwo na tą uśmiechniętą dziewczynę na samej górze, w kapeluszu. To Anna Stefek, tuż przed wybuchem II wojny światowej, gdzie jako harcerka grała w wielu lokalnych teatrzykach. Na zdjęciu jeszcze nie wie, że wkrótce nadejdą trudne czasy.
Odkrywamy zapomnianą historię bohaterki Chwałowic, patronki jednej z ulic, gdzie do dziś mieszka jej kuzynka, Jadwiga Kuźnik
Dziewięciu na dziesięciu rybniczan zapytanych o nazwisko Anny Stefek wzrusza ramionami, nie wiedząc, kim była. Tymczasem nadal w tej dzielnicy, dokładnie przy ulicy jej imienia, mieszka rodzina bohaterki z czasów II wojny światowej
Eteryczna, smukła, zawsze uśmiechnięta. - Moja mama i jej mama były siostrami. Ania zmarła, gdy miałam 6 lat, w obozie w Auschwitz. Ale historia jej i jej rodziny w naszym domu jest doskonale znana i pielęgnowana - opowiada nam pani Jadwiga, a z jej opisu wyłania się lokalna, niezłomna bohaterka, harcerka, która nie bacząc na niebezpieczeństwa współpracowała w czasie wojny z podziemiem, co w konsekwencji przypłaciła życiem. Ale zacznijmy od początku. Pani Jadwiga przenosi nas opowieścią w czasy przedwojenne, pokazując fotograficzne skarby z rodzinnego albumu. Patrzymy na smukłą brunetkę, uśmiechniętą od ucha do ucha na zdjęciu, pomiędzy dwoma młodymi mężczyznami. - To jej bracia, zawsze koło nich jest na zdjęciach rodzinnych - zaczyna opowieść pani Janina. Urodziła się 23 lipca 1919 roku w Dąbrowie koło Karviny. Ukończyła średnią Szkołę Muzyczną w Rybniku, w klasie fortepianu. Delikatna, eteryczna, panienka z dobrego domu. Przyboczna Drużyny Harcerskiej imienia Królowej Jadwigi. - Jej tato, dla mnie wujek Stefek, był ważną personą. Stefkowie mieszkali w pięknym domu przy kopalni. On był pierwszym polskojęzycznym sztygarem w kopalni Donnersmarck. Wiodło im się naprawdę dobrze, nasze rodziny utrzymywały kontakty - wspomina pani Jadwiga.
Pełniła służbę na linii frontu
Dramat rodziny zaczął się po wybuchu wojny w 1939 roku. Niemcy wyrzucili ich z mieszkania. Postanowili się przeprowadzić do gospodarstwa wiejskiego do Marklowic koło Zebrzydowic. Anna z dwoma braćmi i rodzicami. Szybko została sama w domu z mamą i ojcem, bo braci wywieziono na przymusowe roboty. Ta młoda, drobna dziewczyna, wzięła udział w pogotowiu harcerskim jeszcze w 1939 roku. - Jako dziewczyna była łączniczką, miała nawiązywać kontakty z podziemiem Generalnej Guberni i dawać schronienie w tej wiejskiej chałupie na uboczu tym, którzy musieli się ukrywać. Choćby Alfred Tkocz, też tam bywali inni działacze - wyjaśnia pani Jadwiga. Pamięta, że jako dziecko odwiedzali rodzinę w Marklowicach. - Wiadomo, wtedy było ciężko z żywnością, a na gospodarstwie było z tym łatwiej - dopowiada. Z dokumentów historycznych, które zebrała miejscowa szkoła podstawowa nr 13, im. Bohaterskich Harcerzy z tej dzielnicy, Anna Stefek pełniła służbę na linii frontowej pod Rybnikiem, gdzie udała się wraz z całą swoją drużyną. Była członkiem Szarych Szeregów, Polskiej Organizacji Państwowej, Związku Walki Zbrojnej, była łączniczką, kolporterką, współredaktorką „Zrywu”. 10 kwietnia 1941 roku została w Cieszynie aresztowana. Z całą rodziną - podają historyczne źródła.
Zmarła na tyfus, czy ją stracono?- Nieprawda, że z całą rodziną, to wiem na pewno, bo pamiętam, choć byłam dzieckiem. Sama trafiła do aresztu, a stamtąd do obozu w Auschwitz. Tam również trafił mój ojciec, drużynowy Konrad Brachman - dodaje Jadwiga Kuźnik.
Numer obozowy Anny - 22 76 73. Niestety, nie przeżyła. I tu znów źródła historyczne różnią się od relacji rodziny, co do okoliczności jej śmierci w dniu 25 października 1943 roku. Historycy dowodzą, że została stracona na mocy wyroku sądu doraźnego w Katowicach. Tymczasem Jadwiga Kuźnik zapewnia, że Anna Stefek zmarła w obozie na tyfus. - Była bardzo mizernej budowy, panienka z dobrego domu, zawsze delikatna. Wiem to na pewno, bo świadkiem jej śmierci w obozie była Janina Kożdoń z Chwałowic, także uczestniczka walk i podziemia, która po wojnie zamieszkała nieopodal, utrzymywaliśmy ze sobą kontakt - mówi nasza rozmówczyni.
Jestem dumna, że to moja rodzina
Po wojnie Stefkowie zostali w Marklowicach, synowie wrócili, pokończyli studia. - Nasze rodziny utrzymywały kontakt. Historię ich rodziny zdążyła mi opowiedzieć moja mama Emilia - mówi nam 79-latka. W swoim życiu chyba z pięć razy zmieniano nazwę ulicy, przy której mieszka. Po 1990 roku w końcu postanowiono upamiętnić bohaterskich harcerzy, więc mamy ulicę Tkoczów, Kożdoniów, Szulika, Pukowca… no i Anny Stefek. Często przyjezdni, którzy tam zawitają pytają: „a kto to jest”. - A ja mówię, że to moja kuzynka. Trzeba jej pamięć pielęgnować, bo to jest prawdziwa bohaterka, która poświęciła życie dla Ojczyzny. I będzie nią bez względu na okoliczności polityczne - mówi pani wzruszona pani Jadwiga, pokazując nam jeszcze jedno niezwykłe zdjęcie w albumie. A na nim ładna, uśmiechnięta nastolatka, kucająca wesoło przy małej dziewczynce. - To oczywiście Ania, a ta mała to ja - śmieje się pani Jadwiga.