Angielski Ford z Sopotu z chińskim epizodem w życiorysie [ZDJĘCIA]
Zephyr inżyniera Kamińskiego był zapewne jedynym takim samochodem w Polsce, a z całą pewnością jedynym nie tylko w Sopocie, ale i na całym Wybrzeżu.
Dzięki internetowemu programowi Streetview mogę szczegółowo sprawdzić, co zmieniło się w tej części Sopotu od pewnej słonecznej niedzieli w kwietniu roku 1967, kiedy pan Janusz Kamiński nacisnął spust migawki swego aparatu fotograficznego. Na pozór różnic jest niewiele. Pozostały na swoim miejscu wszystkie budynki w okolicy dwupoziomowego skrzyżowania alei Niepodległości, która wówczas nosiła nazwę 20 Października, z tunelem dla pieszych stanowiącym przedłużenie sławnej ulicy Bohaterów Monte Cassino. Ale dziś elewacje świecą jasnymi tynkami, a wtedy były brudnoszare i smutne. Obskurne blaszane drzwi w narożniku kamienicy po lewej stronie zdjęcia prowadziły zapewne do jakiegoś sklepu, w niedzielę oczywiście zamkniętego. Dziś jest tam szkoła kierowców.
Najbardziej uderza widok pustej ulicy. Taksówka Warszawa 201 parkuje na jezdni nie wadząc nikomu. Na chodniku stoi elegancko ubrana pani, żona Janusza Kamińskiego, z trójką dzieci w odświętnych strojach. Kompozycja kadru wskazuje jednoznacznie, że najważniejsza na zdjęciu jest ciemnogranatowa, okazała limuzyna, która w krajobrazie PRL z czasów późnego Gomułki wygląda równie egzotycznie jak latający spodek z Marsa.
***
Pięć lat wcześniej inżynier Janusz Kamiński, pracownik polskiego oddziału Chińsko-Polskiego Towarzystwa Maklerów Okrętowych, znanego jako CHIPOLBROK został oddelegowany na cztery lata do szanghajskiej centrali. Do Szanghaju zabrał całą rodzinę.
- W tamtych czasach komunistyczne Chiny przeżywające tzw. rewolucję kulturalną były krajem zamkniętym na obcokrajowców - wspomina pan Dariusz Kamiński, na sopockim zdjęciu młodszy nastolatek w czerwonej wiatrówce. - Wszyscy Polacy pracujący w centrali CHIPOLBROKU mieszkali w tej samej, sześciopiętrowej, eleganckiej kamienicy. Kontakty ze światem zewnętrznym były bardzo ograniczone…
Jedną z niewielu okazji do towarzyskich spotkań stanowiły coroczne uroczyste kolacje w konsulacie PRL z okazji święta 22 lipca, obchodzonego wówczas na cześć tzw. Manifestu PKWN, aktu założycielskiego komunistycznej Polski. Bywali na tych przyjęciach inni cudzoziemcy pracujący w Szanghaju, między innymi konsul brytyjski, z którym rodzice Dariusza Kamińskiego zawarli znajomość. Gdy Anglik kończył swoją misję w Szanghaju zaproponował Januszowi Kamińskiemu kupno samochodu, z którego korzystał w Chinach. Oferta była bardzo atrakcyjna.
Ford Zephyr 6 miał trzy lata i ledwie dwadzieścia dwa tysiące kilometrów na liczniku. Ale chińskie prawo nie zezwalało konsulowi na jego sprzedaż. Chodziło oczywiście o to, by żadnemu obywatelowi Chińskiej Republiki Ludowej nie przyszło do głowy kupno „imperialistycznego” auta. W przepisach nie przewidziano możliwości sprzedaży samochodu cudzoziemcowi. Nie - i koniec! Wyjście jednak się znalazło. W roku 1966, w parę miesięcy po powrocie państwa Kamińskich do Polski, samochód przypłynął więc do Gdyni statkiem CHIPOLBROKU jako… mienie przesiedleńcze konsula Wielkiej Brytanii.
Sfinalizowanie transakcji, której szczegóły państwo Kamińscy starannie ukrywali przed dziećmi trwało około sześciu miesięcy. Przez ten czas auto stało w użyczonym garażu z plombami urzędu celnego. Zdjęcie, od którego zaczyna się ta opowieść wykonano przy okazji jednej z pierwszych rodzinnych przejażdżek.
***
Zephyr inżyniera Kamińskiego był zapewne jedynym takim samochodem w Polsce, a z całą pewnością jedynym nie tylko w Sopocie, ale i na całym Wybrzeżu. Wyprodukowano go w roku 1964 w brytyjskiej fabryce Forda w Dagenham. Miał sześciocylindrowy silnik o pojemności 2,5 litra i mocy 106 KM oraz czterobiegową skrzynię przekładniową, która wcale w tamtych czasach nie była oczywistością nawet w autach klasy średniej; to samo można powiedzieć o tarczowych hamulcach przy przednich kołach. Ford to marka amerykańska i w III generacji Zephyra, o której tu mowa widać było wpływy ówczesnej mody nadwoziowej zza Atlantyku w postaci obfitości chromów, zwłaszcza na potężnej osłonie chłodnicy oraz wielkiej panoramicznej szyby przedniej i oczywiście tzw. ogonów na tylnych błotnikach.
W amerykańskim stylu utrzymane było też wnętrze z jednolitą kanapą z przodu, poziomym zestawem wskaźników i dwuramienną „kielichową” kierownicą. Na polskiej ulicy Zephyr błyszczał wśród Syren, Warszaw, P-70 i Moskwiczów. Pozostawianie tak wyjątkowego auta na ulicy byłoby grubą nieroztropnością, więc inżynier Kamiński przechowywał je w garażu w Oliwie należącym do siostry. Każde użycie samochodu zaczynało się od wyprawy do Gdańska autobusem lub pociągiem elektrycznym. Państwo Kamińscy jeździli Zephyrem na grzyby w kaszubskich lasach, na wakacyjne wyprawy pod namiot, raz nawet wybrali się nim do NRD.
Zdjęcia w rodzinnym albumie przypominają, że w roku 1967 Ford z Chin woził po Polsce ciocię z Ameryki, a w trzy lata później posłużył jako ślubna kareta; zawiózł nim do kościoła kuzynkę i jej wybrańca Krzysztof, starszy syn Kamińskich. Nauczył się prowadzić pod kierunkiem ojca, oczywiście za kierownicą Zephyra.
- Części do nietypowego samochodu, w dodatku z tak zwanego drugiego obszaru płatniczego, czyli ze strefy prawdziwego pieniądza nie można było kupić w kraju - opowiada pan Dariusz Kamiński. - Pamiętam, że mnóstwo czasu zajęło ojcu znalezienie opon o nietypowym wymiarze 6.40 x 13. Przywiózł je w końcu z Anglii zaprzyjaźniony marynarz. Oczywiście rozliczenie nastąpiło w dolarach czy funtach, co w PRL było nielegalne…
Mijały lata, dzieci układały sobie życie po swojemu, wspólne rodzinne wyjazdy stały się rzadsze. A i Zephyr wszedł w wiek dojrzały. Przyszła pora na rozstanie. I to jednak okazało się trudne, bo na giełdzie w Orłowie potencjalnych nabywców odstraszały problemy z eksploatacją egzotycznego auta. Kupił je wreszcie latem 1977 roku podwarszawski badylarz, czyli właściciel szklarni. Skusił go ogromny bagażnik trzynastoletniego Forda. W umowie sprzedaży, którą przechowuje pan Dariusz Kamiński wymieniona jest cena: osiemdziesiąt trzy tysiące złotych. Tyle mniej więcej kosztował wówczas nowy Polski Fiat 126p. Oczywiście na talon. Cena rynkowa była znacznie wyższa.