Alfabet Łopacińskich, czyli o pożytkach z rodzinnego podróżowania po świecie

Czytaj dalej
Fot. nadesłane
Adam Willma

Alfabet Łopacińskich, czyli o pożytkach z rodzinnego podróżowania po świecie

Adam Willma

50 krajów, prawie 400 dni w podróży. Toruńska rodzina Łopacińskich postanowiła zrobić przerwę od codzienności. Dziś lepiej rozumieją świat i siebie nawzajem. Bo nie ma jak rodzina!

A - jak pierwsza litera

Eliza: - Trzeba było podjąć trudne decyzje. Wojtek pożegnał się z pracą dyrektora hotelu, ja wzięłam bezpłatny urlop w urzędzie. Postanowiliśmy, że dla dzieci to będzie rok przerwy w szkole. Ale nie przerwy w nauce! Nauka była każdego dnia. Trzeba było wstać o 7 rano. Dzieci najpierw uczyły się języków, później innych przedmiotów. Pilnie! Bo w przeciwnym razie nie było śniadania (śmiech).

Efekt? Po powrocie mówią całkiem nieźle po angielsku i hiszpańsku. Wystarczył kontakt z ludźmi!

Jeszcze nie podliczyliśmy kosztów wyprawy, ale jedno jest pewne - wydaliśmy mniej niż wydalibyśmy w tym samym czasie na życie w Polsce.

B - jak bezpieczeństwo

Eliza: - W San Pedro Sula w Hondurasie, uznawanym za najniebezpieczniejsze miasto na świecie, pierwszy raz w życiu słyszałam strzały na ulicach. To było regularne rozwiązywanie konfliktów mafijnych. Co noc! Ofiarami są często adwokaci (bo nie zawsze są skuteczni) i taksówkarze (bo nie mają pieniędzy na haracz - 10 dolarów tygodniowo). Nazajutrz w gazecie można było zobaczyć zdjęcia zabitych.

Wojciech: - Ale jeśli się wie, gdzie nie chodzić i trzyma się zasady nie wychodzenia z domu po zmroku - nie ma problemu. My zawsze przed 18 wracaliśmy. Gdy człowiek trzyma się pewnych zasad, świat jest bezpiecznym miejscem. Dlatego nie baliśmy się pojechać również do Bangladeszu i Laosu, krajów, które zorganizowane wycieczki raczej omijają.



C - jak czekoladka, czyli robak z palmy

Wojtek: - Postanowiliśmy z tatą, że będziemy próbować wszędzie tego, co jedzą miejscowi. W Kolumbii na przystanku spróbowałem białej larwy, która żyje w palmie kokosowej. Tak się zestresowałem, że szybko ją połknąłem i nie pamiętam smaku. Ale później zjadł tego robaka tata i stwierdził, że był słodki jak czekoladka.

Wojciech: - Trzeba tylko przezwyciężyć barierę psychologiczną. Najtrudniejszy jest pierwszy moment, gdy robak jeszcze rusza się w ustach. Gdy już go rozgryziemy to jest pychotka. Ale na suszonego nietoperza i szczura się nie zdecydowaliśmy. Jedliśmy jedynie suszone ryby. Nie posmakowaliśmy również zjeść psa. A ściślej mówiąc tylko Wojtek się zdecydował.

Wojtek: - Był bardzo dobry. W smaku jak wołowina, ale w mięsie jest więcej błon.

Wojciech: Nie udało nam się znaleźć jajek z pisklakami w środku, które są dostępne w Azji i w Ameryce Południowej. Jedliśmy za to skorpiona, kobrę, świnkę morską, lamę i alpakę.

Krokodyl w smaku bardzo przypomina pierś z kurczaka, tyle że mięso z kurczaka bywa suche, natomiast krokodyl jest dość soczysty. Jedliśmy krokodyla wieczorem (w sosie), a później na krokodylim mięsie robiłem jeszcze jajecznicę.



J - jak język

Eliza: - Jeśli nie możesz porozumieć się językiem, bierzesz kartkę, długopis i rysujesz. Albo po prostu pokazujesz rękami. Trzeba uruchomić swoją kreatywność.

Wojtek: - W Afryce staraliśmy się zawsze poznać najważniejsze słowa: np. woda czy droga, tak aby się porozumieć.

K - jak kobieta. Albo krowa

Eliza: - Podróżując, trzeba nabrać pokory wobec różnic kulturowych. Na przykład Masajowie szczególnie cenią sobie krowy. Uważają, że Bóg stworzył je specjalnie dla nich. Jak Masaj powie ci, że jesteś piękna jak krowa, to jest to wielki komplement.

L - jak lekcja historii

Wojciech: - Cieszę się, że ta podróż była również lekcją historii i patriotyzmu. W Argentynie poznaliśmy podczas Bożego Narodzenia pana, który walczył pod Monte Cassino. Rozmawiać z człowiekiem, który widział Andersa i uczestniczył w szturmie - niesamowite przeżycie. W Pretorii spotkaliśmy z kolei panią Donię, która przeżyła zsyłkę na Sybir. Pokazała nam pamiątki katyńskie i szkaplerz, który od kilku pokoleń był w jej rodzinie, bardzo się cieszyłem, że dzieci miały okazję poznać historię nie tylko z książek.

L - jak ludzie

Wojciech: - Uwierzyliśmy w ludzi. Specjalnie nie wzięliśmy telefonu komórkowego, utrudniając sobie komunikację. To nam czasami przeszkadzało, bo pisaliśmy przecież blog z podróży. Ale takie rozwiązanie przyjęliśmy z pełną świadomością. Dlaczego? Żeby prosić ludzi na ulicy o pomoc. Żeby się przekonać, czy można przejechać świat bez komórki i żyć bez komórki. Zapewniam, że można. Prosiliśmy zupełnie obcych ludzi, żeby pozwolili nam zadzwonić. Zdecydowana większość nam pomagała, choć zdarzali się i tacy ludzie, którzy udawali, że nie rozumieją. To była dobra nauka dla dzieci - że można uwierzyć w ludzi.



M - jak Masajowie

Łucja: - U Masajów jest fajnie. Gdy dziecko nie ma ochoty spać w domu, może pójść do cioci. Następnego dnia może na przykład spać u koleżanki i nikt nie ma o to pretensji. Bardzo mi się to podobało.

Chcieliśmy u nich zrobić prezentację, ale nie mieli prądu (jeszcze czegoś takiego nie wynaleźli), niestety nie znali też angielskiego. Ale wypiliśmy z nimi herbatę, a Wojtek poznał jednego chłopaka i zamienił swoją bluzkę na jego strój (koc w czerwono-czarną kratkę). Ten chłopiec był bardzo zadowolony z transakcji, bo tylko on miał taką bluzkę w całym plemieniu.

P - jak podobieństwa

Eliza: - Jaki jest świat? Wydaje mi się, że bardzo podobny. Te wszystkie kraje, mentalność ludzi, wszyscy mają bardzo podobne problemy - jak zapłacić za rachunki, co zrobić nazajutrz na obiad... Wszędzie obowiązuje jedna zasada - świat jest taki, jacy są ludzie, którzy go zamieszkują. Czasem na pierwszy rzut oka widać zaradność. Tak samo z daleka poznać można miejsca, w których ludzie siedzą i narzekają.

Wojciech: - Jedno wiem na pewno: chcesz zmienić świat, zmień samego siebie. Poznaliśmy ludzi bardzo, bardzo bogatych, którzy kompletnie nie umieli cieszyć się swoimi pieniędzmi. Poznaliśmy jednak i takich bogaczy, którzy wymyślili sobie świetny sposób na życie. I to samo dotyczy ludzi biednych. Jedni pastwili się nad swoją biedą i mieli potrzebę komunikować innym, jak bardzo są biedni. I jeszcze bardziej dołowali tym siebie. Byli jednak i tacy biedni, którzy przyjmowali nas na noc, nie posiadający prawie nic. Ale są szczęśliwi mimo to i mają swoje cele w życiu. Twoje życie zależy od ciebie, ty kreujesz swoją rzeczywistość - to jest najważniejsza lekcja.



P - jak Polska

Eliza: - Jak nam się podoba Polska po tym wszystkim. Bardzo nam się podoba. Polacy bardzo lubią narzekać. Odpowiem jak to wygląda z kobiecego punktu widzenia: doceniłam to, że pięknie jest mieć pralkę i lodówkę. Jak nam mąż da w twarz, to możemy iść na policję i to zgłosić.

Cieszę się, że nasze dzieci są objęte obowiązkową edukacją i nie mają prawa pracować. Mamy świetną służbę zdrowia (tak wiem, że nie aż taka świetną!) i bardzo się cieszę, że gdy nasze dzieci zachorują, możemy iść z nimi do lekarza i podać im antybiotyki. W Hondurasie dzieci masowo umierają z powodu błahych infekcji. Mamy możliwość legalnie pracować i otrzymać za to emeryturę (tak, wiem że niską!). W wielu krajach świata takiego luksusu nie ma. Żyjemy w bezpiecznym miejscu i o ty nie pamiętamy. Zapomnieliśmy o kolejkach, braku paszportów i pozwoleń na przekroczenie granicy. Wróciliśmy do tej rzeczywistości w Kambodży, Kubie i w Wenezueli. Dzieci poczuły tę hermetyczność i zobaczyły socjalistyczne sklepy, w których nie ma nic.

R - jak rodzina

Wojciech: - Zatraciliśmy tę podstawową wartość, którą jest rodzina. Nasza podróż była komunikatem do społeczeństwa - że rodzina jest najważniejszym elementem społeczeństwa i to w relacji rodzinnej ludzie czują się najlepiej i są najbogatsi w doznania. Mam nadzieję, że nasz głos zabrzmi na tym kontynencie, w którym rodzinę spycha się na bok.

S - jak szczury

Wojciech: - Wyścig szczurów? Nie ma czegoś takiego w większości miejsc na świecie. Nawet w Chinach, których mitem żyjemy. My spotkaliśmy Chińczyków, którzy o 13.00 kładli się spać w swoim sklepiku. Tak samo w Indiach i Ameryce Południowej. Pęd, pieniądze, materializm, to jest coś, co my Europejczycy rozsiewamy po świecie. Warto się uczyć od tych ludzi, którzy mają czas na wieczorny posiłek i spokojne śniadanie. Większość ludzi na świecie żyje w wolności od kultu pieniądza i potrafi z tym żyć. Da się żyć bez telewizora w każdym pokoju i playstation.

T - jak trudy podróży

Wojtek: - Bardziej niż za domem tęskniłem za polskim jedzeniem.

Eliza: - To był tylko rok, więc z góry założyłam, że jestem w stanie przetrwać ten rok bez luksusów. To przecież nie jest aż tak dużo w naszym życiu. Jest Skype, jest internet, założyliśmy, że przeżyjemy te trudne warunki. Bez przesady nie spaliśmy na drzewie, ale w namiocie na karimacie. Można się przyzwyczaić. To jest do przeżycia dla ludzi, którzy bardzo chcą. I jest to niewielki koszt, zważywszy na to, co nas spotkało, te wszystkie wspaniałe przygody i że mogliśmy tak długo być razem.

Wojtek: - Ten rok dla mnie był świetnym i bardzo bogatym w wydarzenia czasem. Gdy wróciłem, niektórzy znajomi przywitali mnie: - Jak to, już wróciliście?! U mnie prawie nic się nie zmieniło w tym czasie. A u mnie świat przewrócił się do góry nogami. Wydaje mi się, że przez ten rok przeżyłem więcej niż przez ostatnie 10 lat mojego życia. OK, były różne sukcesy zawodowe, ale takich doświadczeń, które zebrałem w ostatnim roku, jeszcze nie miałem. Chodzi o relacje z rodziną, z całkiem obcymi ludźmi, ale również o relację z naturą i ze Stwórcą. To był kosmos.



Z - jak zmiana

Eliza: - Dziś wiem, że jestem za bardzo niecierpliwa, za szybko chcę wszystkiego. Wiem, że muszę z tym walczyć i czasami odpuścić, usiąść i spojrzeć na ptaki. To nie jest prawda, że czas to pieniądz. Dobrze, że pojechaliśmy z dziećmi, bo z dziećmi nie da się pędzić. One muszą dotknąć żółwia, wykąpać się w morzu, spróbować różnych smaków. Nauczyłam się spokoju i cierpliwości.

Łucja: - Kiedy wyjeżdżałam byłam bardzo wstydliwa i nie potrafiłam otworzyć się na ludzi. Kiedy rodzice szli do kościoła i pytali, czy jest dla nas jakieś miejsce do spania, myślałam sobie „ale siara!”. Ale w końcu otworzyłam się na ludzi, robiłam prezentacje w szkołach. To mi zajęło pół roku.

Wojciech: - Ja nauczyłem się rozgraniczenia życia służbowego od rodzinnego, W pracy próbuję idealnie rozłożyć sobie role i procedury. Z mizernym skutkiem próbowałem zrobić to samo w dom. Eliza mówi, że po tej podróży wiele się zmieniło. Że nabrałem dystansu. Ostatnio dowiedziałem się, że Luśka będzie miała tróję z czegoś w szkole. No więc mówi: no dobra, spoko.

Wojtek (śmiech): - No nie przesadzaj, tato. Aż tak się nie zmieniłeś!

Łopacińscy:

Adam Willma

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.