Cztery łożyska połączone wytrzymałym plastikiem lub metalem. Oto fidget spinner. Okrzyknięty przebojem 2017 roku.
Widzieliście dzieciaki, które w palcach kręcą dziwnym wiatraczkiem? Ten wiatraczek to… fidget spinner. Jego obrotowa konstrukcja sprawia, że wprawiona w ruch kręci się wokół własnej osi, a składa się z czterech łożysk połączonych wytrzymałym plastikiem lub metalem. Dzieciaki szaleją, rodzice im ulegają, a nauczyciele najchętniej wydaliby totalny zakaz wirowania. A miało być tak pięknie. Wynalazczyni tego wirującego, trójkątnego kawałka plastiku, Catherina Ettinger, wymyśliła go, aby pomagała dzieciom z ADHD skoncentrować się, przezwyciężyć podenerwowanie i lęki. Autorka już w 1993 złożyła wniosek patentowy, ale dopiero niedawno zabawka stała się hitem. Później przekonywano, że trójkącik leczy dzieci z uzależnienia od smarfonów.
Dziś to już nie tylko kawałek plastiku, gdyż możemy już kupić wykonane z metalu lub jeszcze bardziej szlachetnych metali.
Kosztują od kilkunastu, do kilkudziesięciu złotych i mają zagorzałych wielbicieli już nie tylko wśród najmłodszych. Ci starsi twierdzą, że to doskonały „odstresowacz”. Gdy nie wiesz co zrobić z rękami, nie masz pod ręka pęku kluczy lub kartki papieru, która możesz gnieść, pokręcisz sobi fidgetem. Można nawet spotkać głosy, że pomagają… rzucić palenie. I na dodatek sprawiają, że rzadziej sięgamy po smartfona.
Jak to działa? Nic prostszego. Rozkręcamy wirujący trójkąt i później podrzucamy, trzymamy na palcu, na nosie, palcach stóp, kręcimy dwoma jednocześnie… Dzieciaki rywalizują, wykonują coraz bardziej skomplikowane tricki. Głupie? Może i tak, ale nie ma niczego zbyt głupiego na to, aby stało się ulubionym gadżetem. Zresztą pamiętacie chociażby jojo? Dorośli także twierdzili, że to głupie, a kilka pokoleń trzaskało tą kulką na gumce. A czy z popularną zośką było inaczej?
Ma jednak ten szczyt mody także i przeciwników. Nauczyciele twierdzą, że nie tylko przeszkadzają podczas zajęć w szkole, ale sprawiają, że dzieciom trudno jest się skoncentrować. W wielu szkołach w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech używanie tego wirującego czegoś po prostu zakazano. Mało tego. Kilka amerykańskich organizacji chrześcijańskich stwierdziło, że fidget spinner jest… narzędziem szatana. Podobne głosy słychać także już w naszym kraju. Jego używanie ma działać jak narkotyk, hipnotyzuje, zniewala i jest… okultystyczne. I wbrew pozorom, podobnie jak było z Hello Kitty, czy Pokemonami, to tylko zapewnia zabawce reklamę. Mało tego. W trakcie zabawy ukazują się - podobno - jakby trzy szóstki, a wiecie czyj to znak… Z kolei organizacje opiekujące się dziećmi z ADHD zapewniają, że to działa…
Kolejny hit jednego sezonu? Zapewne, ale na razie rośnie na tych zabawkach kilka fortun, Chińczycy wypakowują nimi całe kontenery. Internet pełen jest blogów, poradników i… pokazów jak sprawić, żeby ta zabawka stała się niebezpieczna. Bowiem, czego to ludzie nie wymyślą. Na przykład wystarczy używać spinnera w połączeniu z kompresorem powietrza i imadłem…
Wziąłem spinnera do ręki, pokręciłem… Szczerze? Jak na mnie ma to odwrotne działanie, to żaden „uspokajacz”. A pomysł wcale nie jest nowy i niekoniecznie adresowany do najmłodszych. Byliście w Grecji? Z pewnością zauważyliście mężczyzn, z reguły starszych, przerzucających w dłoniach dziwaczne paciorki. Nie, nie modlą się. Komboloi służy do systematycznego masażu wewnętrznej strony dłoni. Zajęcie dłoni sznurem komboloi poprawia ogólne samopoczucie, zmniejsza skutki stresu…
A spinner? Spokojnie, za kilka miesięcy pojawi się z pewnością coś nowego. I nie ma to nic wspólnego z szatanem, ale z pieniędzmi. I co chyba najważniejsze. Jak relacjonują mi znajomi rodzice kilku i kilkunastolatków, smarfony rzeczywiście straciły władzę. Pewnie na krótko, ale przecież dobre i to.
I jeszcze jedno. Pomysłodawczyni spinnera na tej modzie nie zarabia ani grosza - w 2005 roku nie zdecydowała się zapłacić 400 dolarów za odnowienie praw patentowych...