Coraz więcej rodziców uczy swoje dzieci w domu

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Coraz więcej rodziców uczy swoje dzieci w domu

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Szukają indywidualnego podejścia, bo szkoła wszystkich uśrednia - twierdzą.

Katarzyna Wesołowska z Lublina uczy swoich trzech synów (trzecia, piąta i szósta klasa) w domu.

- Najmłodszy nigdy nie chodził do szkoły, ale starsi - tak. Mieli wówczas pewne trudności i pomyślałam, że problem mogę rozwiązać, ucząc ich w domu - tłumaczy.

Takich rodzin jest w regionie coraz więcej. - W roku szkolnym 2014/15 dyrektorzy w województwie wydali 215 decyzji w sprawie nauczania domowego. W roku 2015/16 takich dzieci w regionie było 299, a w tym roku szkolnym już 428 - wylicza Jolanta Misiak, rzeczniczka Kuratorium Oświaty w Lublinie.

Mariusz Dzieciątko, prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie, uważa, że przyczyna takiego skoku to wzrost świadomości rodziców.

- Ale też kwestia rozwoju technologii. Dzięki internetowi łatwiejszy jest dostęp do ciekawych materiałów edukacyjnych, opracowań, pomocy dydaktycznych - ocenia.

W województwie lubelskim w tym roku szkolnym w swoich domach uczy się 428 dzieci. Najwięcej takich uczniów mają na swoich listach szkoły w Lublinie - w sumie 358

Rodzice, którzy decydują się na naukę w domu, wśród zalet wskazują przede wszystkim na zindywidualizowane podejście do dziecka.

- Na to, co dla synów trudne, poświęcam więcej czasu. Inaczej niż z materiałem, który przychodzi im z łatwością. Trudno o taki komfort w wieloosobowej klasie. Szkoła wszystkich uśrednia - podkreśla Katarzyna Wesołowska.

- Poza tym mam nieograniczone możliwości dotarcia do dzieci. Nasza edukacja trwa cały czas, również w piaskownicy, na spacerze, na rodzinnej wycieczce. Jednocześnie na „lekcje” poświęcamy mniej czasu niż w szkole, bo nie tracimy go np. na sprawdzanie obecności, klasówki czy późniejszą ich korektę. Znam swoich synów i wiem, kiedy coś umieją, a kiedy nie. Nie ma stopni, więc też nie uczą się dla ocen - dodaje.

Nauczyciele mają jednak wątpliwości. - Pytanie, gdzie dzieci z nauczania domowego rozwijają się społecznie, gdzie zdobywają umiejętności pracy w grupie czy rozwiązywania konfliktów - mówi Marianna Olszańska, dyr. SP 51.

Katarzyna Wesołowska przyznaje, że też miała podobne obawy.

- Dlatego zapisałam synów do szkoły muzycznej oraz na lekcje angielskiego, gdzie mogą się zetknąć z „zewnętrznym światem” .

Uczyć dziecko w domu może właściwie każdy - nie jest wymagane np. wykształcenie pedagogiczne. Zgodę, na wniosek rodzica, wydaje dyrektor szkoły - tej samej, w której cyklicznie dziecko zdaje egzamin sprawdzający jego wiedzę i umiejętności.

Rodzice nie mogą liczyć na żadne finansowe wsparcie ze strony szkoły czy samorządu.

- Szkoły często wypożyczają jednak pomoce dydaktyczne, dzieci mogą też uczestniczyć np. w zajęciach dodatkowych - tłumaczy Mariusz Dzieciątko.

Zamiast w ławce - w domu i na podwórku. Coraz więcej rodziców rezygnuje ze szkoły

Jak wygląda dzień w domowej szkole? - Nie mamy żadnego ścisłego planu lekcji. Jeśli np. wiem, że po południu synowie mają zajęcia w szkole muzycznej, to rano mniej pracujemy, żeby poszli tam wypoczęci. Z drugiej strony, czasami pracujemy też w sobotę - tłumaczy Katarzyna Wesołowska z Lublina, która od czterech lat uczy swoich trzech synów w domu.

Chłopcy są w trzeciej, piątej i szóstej klasie podstawówki. - Czasami w lekcjach uczestniczą wszyscy razem, np. jeśli chodzi o historię czy język polski. Ale jeśli pracujemy nad matematyką, to dzielę ich wiekowo - opowiada pani Katarzyna.

W nauczaniu rodzice z jednej strony mają sporo dowolności. - Np. z historii, którą się interesują, opowiadam im więcej niż mają w książkach - mówi pani Katarzyna.

Z drugiej strony, obowiązuje ich podstawa programowa, bo na koniec roku (niekiedy częściej) dzieci zdają egzamin (lub kilka) sprawdzający poziom ich wiedzy.

Odbywa się w szkole, na liście której dziecko figuruje jako uczeń i z którą rodzic współpracuje. Po zdaniu egzaminów dzieci otrzymują normalne świadectwo ukończenia danej klasy.

Katarzyna Wesołowska przyznaje, że nauczanie dzieci w domu ma wiele plusów, ale wiąże się również z wyrzeczeniami.

- Jedno z rodziców musi raczej pozostać w domu, bo trudno jest łączyć pracę z uczeniem dzieci w domu. Trzeba też poświęcić sporo czasu na przygotowanie do „lekcji”, zwłaszcza w starszych klasach - dodaje pani Katarzyna.

Nauczanie domowe zgodnie z przepisami można prowadzić aż do matury.

- Ja jednak zdecydowałam, że granicą będzie szósta klasa, bo potem zaczynają się fizyka i chemia, w których nie czuję się kompetentna - tłumaczy Wesołowska.

Są jednak rodzice, którzy sami uczą także starsze dzieci, a do przedmiotów, w których nie czują się mocni, zatrudniają korepetytorów.

- Rodzic nie musi być superbelfrem od wszystkich przedmiotów. Poza tym, jednym z głównych celów edukacji domowej jest bowiem wykształcenie w dziecku samodzielności w zdobywaniu wiedzy - tłumaczy Mariusz Dzieciątko, prezes Stowarzyszenia Edukacji w Rodzinie.

Jak to się robi?

Wniosek o nauczanie dziecka w domu rodzic składa do dyrektora szkoły. Dołącza do niego opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej oraz oświadczenie, że zapewni dziecku warunki umożliwiające realizację podstawy programowej.

- Rodzice mają prawo do udziału w konsultacjach z nauczycielami, a dzieci mogą uczestniczyć w dodatkowych zajęciach organizowanych przez szkołę czy w wycieczkach - wyjaśnia Marianna Olszańska, dyr. SP nr 51 w Lublinie.

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.