Adam Wajrak: - Pod topór idzie masa cennego drewna

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Czachorowski
Adriana Boruszewska

Adam Wajrak: - Pod topór idzie masa cennego drewna

Adriana Boruszewska

Rozmowa z Adamem Wajrakiem , działaczem na rzecz ochrony przyrody, autorem książek przyrodniczych, dziennikarzem „Gazety Wyborczej”.

PiS zmieniło ustawę i drzewa w całej Polsce wycinane są bez opamiętania.
Wycinka w miastach i wycinki zadrzewień śródpolnych to masakra. Prawdziwej skali tego zjawiska nigdy nie poznamy.

Nie ma przesady w reakcji na to karczowanie drzew? Prywatni właściciele niewiele wcześniej mogli zrobić.
Przypominam, że w 2015 roku bardzo rygorystyczna ustawa została już zliberalizowana. Prywatny właściciel mógł szybko uzyskać zgodę - jeśli to nie było specjalne drzewo - i je wyciąć. Drzewa młode, do 10 lat, czy drzewa owocowe - można było wycinać. To nie było tak, że strasznie rygorystyczne państwo zabraniało właścicielowi wszystkiego na jego terenie. Zabraniało wycinki drzew z określonym zamiarem. Jeśli właściciel udowodnił, że ma ważne powody do wycinki, to uzyskiwał zezwolenie. Porównajmy to z sytuacją ze smogiem. Przecież nie zapytasz, czy przesadą jest, że każdy może palić w swoim piecu, czym mu się tylko podoba! Prywatny piec, prywatny komin i prywatne podwórko, a leci na nas wszystkich. Trochę tak samo jest z drzewami czy z zabytkami. Ograniczamy prawa z konkretnych i ważnych powodów.

Skoro rząd się smogiem specjalnie nie przejął, to i drzewa nie spędzą mu snu z powiek, choć Jarosław Kaczyński już dał sygnał do zmiany.
Nie siedzę w głowach polityków. Przed nami duży problem, którego policzalnych skutków tak naprawdę nie poznamy. Ta obecna wycinka będzie się przekładać na samopoczucie, zdrowie, zapylenie, temperaturę w miastach, a także na stosunki wodne, bo drzewa można porównać do pompy wodnej. Lokalnie może to być niezauważalne, ale w skali kraju przyjdzie nam za to płacić potworne sumy. Kiedy poskładamy lokalne wycinki, to wyjdzie nam z tego potworny krajobraz. Tu po prostu zabrakło wyobraźni. Ustawę można było bardzo zliberalizować np. sprowadzić to do zgłoszenia w samorządzie. Jeśli lokalne władze w ciągu np. dwóch tygodni nie wyraziły sprzeciwu - to wycinasz. Sam nie jestem zwolennikiem takich rozwiązań. Przy takim rozwiązaniu poznalibyśmy skalę tego zjawiska. Przez moją działkę przeszła wichura, która poprzewracała i połamała mi drzewa. Część zniszczonych drzew w sadzie owocowym, na które nie musiałem mieć zezwolenia, trzeba było - z bólem - wyciąć i zasadzić nowe. Natomiast starałem się zachować nawet te popękane. Nadal rosną u mnie świerki z czubkami skoszonymi przez wichurę.

Przypominają mi się artykuły z różnych części kraju o wycince wiekowych drzew na cmentarzu czy przy kościele, bo gałęzie mogły spaść ludziom na głowę i o horrendalnych karach, które groziły za wycinki bez zezwolenia.
Ale skala zjawiska nie dorównywała obecnej! Wszyscy skupili się na drzewach w miastach szczególnie dużych, ale tam działa samorząd, który jakoś może zareagować. W Warszawie na początku 2010 roku wycięto masę drzew - jeszcze pod działaniem starej ustawy. Osobiście obawiam się losu drzew w małych miasteczkach, zadrzewień śródpolnych, które wycinane są dla zysku. Jeśli drzewa nie są chronione ustawą o lasach, to wycinane są w pień.

Mówisz o wycince dla zysku. To rzeczywiście działalność lobbystów deweloperskich, meblarskich?
Nie bardzo wierzę w lobby deweloperskie. To jest po prostu masa cennego drewna. Dęby, jesiony, sosny można sprzedać szybko i bardzo dobrze na tym zarobić.

W ubiegłorocznej rozmowie z „Pomorską” powiedziałeś, że min. Szyszko lubi przyrodę, którą można „zjeść, pociąć na deski, obedrzeć ze skóry lub powiesić poroże”. Czym zajmie się teraz?
Ta ustawa została strasznie sprytnie przeprowadzona. Najpierw pojawiła się jako projekt ministerialny, który wymagał konsultacji i zrobiła się awantura. To zniknęła, i pojawiła się już jako projekt poselski niewymagający konsultacji. Podobnie jest z prawem łowieckim. Raz pojawia się jako projekt rządowy, znika i znowu pojawia się jako poselski. Wydaje mi się, że szykuje się duże starcie z myśliwymi. Nowe prawo łowieckie będzie umożliwiało pogonienie przez myśliwych każdego innego z lasu, pola czy z prywatnej działki. W tym wypadku minister Szyszko nie dba o prywatną własność. Czyli jeśli jego koledzy myśliwi będą chcieli realizować na prywatnej ziemi niebezpieczne hobby - bo z użyciem broni, to będą to robić. O ile przejdą zmiany.

Adriana Boruszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.